czwartek, 28 stycznia 2010
wtorek, 26 stycznia 2010
Wczoraj odbyło się spotkanie dotyczące przygotowania stadionu Hutnika do rozgrywek ligowych. Z raportu na temat postępu prac wynika, iż zaplanowany termin ukończenia inwestycji zostanie dotrzymany, a stadion gotowy będzie do pierwszych spotkań ligowych już w lutym tego roku. Z wnioskami o licencję na rozgrywanie meczów na zmodernizowanym obiekcie wystąpią – niezależnie od siebie – trzy zainteresowane tym kluby: Wisła, Cracovia i Hutnik.
Istotną sprawą było potwierdzenie przez przedstawicieli Wisły i Cracovii chęci rozgrywania meczów na tym stadionie. Pierwszy mecz Cracovia rozegra z Legią Warszawa 27 lub 28 lutego, zaś tydzień później Wisłą zmierzy się z Arką Gdynia.
Osobnym problemem jest utrzymanie Hutnika w rozgrywkach. Niestety Zarząd Klubu oraz zarówno były jak i obecny właściciel klubu (a przypominam, że Hutnik jest spółką akcyjną), nie byli w stanie wydźwignąć Hutnika z impasu – przede wszystkim finansowego. Ale to już inna historia. O podjętych w tej sprawie działaniach i rezultatach napiszę, gdy się ona już wyjaśni.
Porozumienie dotyczące skompletowania i uaktualnienia dokumentacji projektowej dla budowy Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana podpisane zostało z jego projektantem Wojciechem Obtułowiczem w sobotę. Brak takiego porozumienia groził wstrzymaniem dalszych prac, a dzięki jego zawarciu nic już nie stoi na przeszkodzie (a przynajmniej mam taką nadzieję), by budowa stadionu Wisły trwała dalej.
sobota, 23 stycznia 2010
Jak bumerang powraca sprawa gruntów przylegających do Kopca Kościuszki. W wielkim skrócie – są to grunty, które zostały przekazane przez skarb państwa na rzecz Ministerstwa Obrony Narodowej dla realizacji celów wojskowych. Ponieważ wojsko terenów tych nie potrzebuje – chce się ich pozbyć. Cóż w tym dziwnego? Normalne, chciałoby się rzec, gospodarskie traktowanie sprawy. Problem polega jedynie na tym, w jaki sposób chce się wywrzeć nacisk na miasto, by odkupiło owe grunty za olbrzymie pieniądze. Niedawno minister Bogdan Klich (PO) mówił na łamach prasy i w telewizyjnej Kronice, o braku starań ze strony miasta, czy wręcz niechęci do nabycia od Wojskowej Agencji Mieszkaniowej tych terenów. Gdyby miasto uległo szantażowi medialnemu jaki wywierają na nim przedstawiciele wojska – o gospodarności nie mogłoby być mowy…
Otóż miasto jest zainteresowane przejęciem tych gruntów i prowadzi w tej sprawie negocjacje. Jest jednak głęboko zaskoczone zmianą zasad współpracy z agencjami wojskowymi. Dotychczas bowiem grunty przekazane MON przez skarb państwa dla realizacji celów wojskowych, w sytuacji gdy dla tych celów stawały się zbędne, były przekazywane jednostkom samorządowym z bonifikatą sięgającą 90% ceny, jako że służyły nadal celom społecznym. Na takich zasadach miasto Kraków przejęło ostatnio np. tereny Klubu Sportowego Wawel. Zmiana tych zasad w odniesieniu do gruntów położonych w rejonie Wzgórza św. Bronisławy i naciskanie na samorząd, by wykupił je z jedynie 30-procentową bonifikatą, jest niezrozumiałe i – co najmniej – dyskusyjne. Teren ten, zgodnie z ustaleniami poprzednio obowiązującego i aktualnie sporządzanego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, oznaczony jest jako teren zamknięty, dla którego nie określa się przeznaczenia. Natomiast w wypadku ustania statusu terenu zamkniętego dopuszcza się jego wykorzystania wyłącznie jako terenu obsługi rekreacyjno-turystycznej, a więc gruntów nie przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe (pomijając ich wycenę). Miasto zatem dalej prowadzi dyskusję i negocjacje w tej sprawie, w głębokim przekonaniu iż nastąpi powrót do dotychczasowej dobrej praktyki współpracy samorządów i agencji MON. Wymuszanie bowiem na samorządzie, w świetle kamer, niegospodarnych decyzji ekonomicznych uważam za co najmniej niestosowne.
Nie mogę nie zestawić wypowiedzi na ten temat ministra i dyrektora WAM - prominentnych polityków PO, z faktem, iż działacze tej samej partii chcieli odrzucić cały miejski budżet mówiąc, iż jest on niemożliwy do zrealizowania z takimi wydatkami, jakie zostały w nim zapisane. Skąd miasto miałoby zatem wziąć dodatkowe pieniądze na grunty na Wzgórzu św. Bronisławy? Tego politycy PO nie chcą już powiedzieć.
środa, 20 stycznia 2010
Słów kilka na temat komentarzy, które pojawiły się pod moimi poprzednimi wpisami. Nie będę się odnosił do kwestii głosowania w nadchodzących wyborach – każdy będzie głosował jak uważa. Pominę też kwestię poziomu niektórych tekstów, z reguły anonimowych.
Garbarnia – w 1998 r. jako jeden z nielicznych klubów w mieście uzyskała prawo użytkowania wieczystego gruntów i własność znajdujących się na nich obiektów. Fakt ten uniemożliwia realizację przez miasto inwestycji na tym terenie. A zatem wszelkie kwestie związane z realizacją na tym terenie inwestycji sportowych musi podejmować zarząd klubu. Podobnie, jak w przypadku WKS Wawel, również RKS Garbarnia otrzymuje od miasta wsparcie finansowe na prowadzenie zajęć sportowych z dziećmi i młodzieżą. W latach 2003 – 2009 kwota dotacji na ten cel dla klubu wyniosła łącznie 318,4 tys. zł.
Hutnik - aktualna sytuacja organizacyjna klubu jest bardzo trudna. Hutnik jest autonomiczną sportową spółką akcyjną, w której bieżącą działalność oraz w podejmowane przez zarząd i Radę Nadzorczą decyzje miasto nie może ingerować. W czasie trwania mojej kadencji przekazywane są z budżetu miasta znaczne środki finansowe na rozbudowę obiektu (m.in. sztuczne oświetlenie stadionu, modernizacja trybun, wykonanie podgrzewanej płyty boiska, budowa pełnowymiarowego boiska piłkarskiego o nawierzchni syntetycznej wraz z oświetleniem, budowa krytego boiska wielofunkcyjnego o nawierzchni syntetycznej). Poprzez działające i współpracujące ze spółką Stowarzyszenie Pomocy Młodym Talentom Sportowym Hutnik Kraków, miasto każdego roku przekazuje także środki finansowe, które wykorzystywane są na szkolenie sportowe dzieci i młodzieży. W latach 2003 – 2009 klub otrzymał na ten cel z budżetu miasta łączną kwotę 392,0 tys. zł. W roku 2004 miasto udzieliło także spółce pożyczki finansowej w wysokości 80 tys. zł, z której spłatą klub zalega.
Zaznaczam, że kluby sportowe to dobrowolne, samorządne stowarzyszenia lub spółki, samodzielnie określające swoje cele, programy działania i struktury organizacyjne, których działania miasto wspiera, ale nie może w nie ingerować.
- budowa kompleksu rekreacyjno-sportowego przy Torze Kajakarstwa Górskiego w Krakowie,
- ośrodek sportowo-rekreacyjny "Kurdwanów Nowy”,
- budowa Centrum Aktywnego Wypoczynku na stadionie KS "Borek",
- budowa Młodzieżowego Centrum Sportu i Edukacji w Nowej Hucie,
- rozbudowa przystani żeglarskiej przy akwenie Bagry Wielkie,
- modernizacja zespołu basenów kąpielowych KS Clepardia,
- modernizacja sztucznego lodowiska przy ul. Siedleckiego,
- modernizacja obiektów sportowych przy ul. Bulwarowej,
- dokończenie budowy hali sportowej KS Prądniczanka,
- budowa obiektów KS Grzegórzecki,
- budowa osiedlowych boisk wielofunkcyjnych,
- rozbudowa budynku sportowo-socjalnego OSKF Pogoń Skotniki,
- modernizacja obiektów KS Grębałowianka,
- modernizacja obiektów KS Wanda,
- modernizacja obiektów sportowych KS Orzeł,
i szereg innych obiektów przy klubach sportowych.
wtorek, 19 stycznia 2010
Niestety, kolejne posiedzenie, które ma jeszcze raz rozpatrywać sprawę wspomnianych roszczeń zwołane zostało w trybie niejawnym (ponownie!).
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Wrócę jeszcze do problemu relacji z kibicami Wisły albowiem prasa nieprecyzyjnie przedstawiła kwestię spotkania, do którego zresztą nie doszło. Otóż miało się ono odbyć z inicjatywy prezesa Ludwika Miętty–Mikołajewicza. Zaproponowałem termin, który został potwierdzony przez prezesa Klubu Kibica wraz ze stwierdzeniem, że przyjdzie ze swoim zastępcą. Okazało się, że na niedzielnym spotkaniu z członkami Klubu zabroniono im tego, a więc na poniedziałkowe spotkanie nie przyszli. Wypadało choćby zawiadomić i je odwołać. Ale nie będę tego komentował, podobnie jak i wydanego oświadczenia. Osobiście sprawę uważam za zamkniętą i nie zamierzam do niej wracać.
By pozostać przy Wiśle – w piątek otrzymałem pismo od prezesa TS Wisła, w którym deklaruje on wstępną chęć oddania części działki przeznaczonej pod budowę hali „ponownie we władanie komunalne”. Wniosek taki musi jednak sformułować wale zebranie TS Wisła, które będzie miało miejsce około 10 lutego. Jeżeli okaże się, że po takiej zmianie władze województwa uznają gminę za beneficjenta 8 milionów euro przeznaczonych na budowę hali, będzie można podjąć odpowiednie działania.
Podczas roboczego spotkania w sprawie stadionu potwierdzona została możliwa data rozegrania pierwszego meczu – 13 lub 14 lipca 2010.
W czwartek zaś podpisałem wraz z profesorem Filipiakiem umowę przedwstępną na użytkowanie stadionu Cracovii. Warunki finansowe są identyczne jak te zawarte z Wisłą.
„Gazeta Krakowska” wydrukowała tekst, jak sądzę z załączonego zdjęcia, młodego człowieka, który z dystansem odniósł się do mojego bloga. Podniósł mianowicie fakt, że piszę go zbyt poważnie. Zamiast „sprzedania” kilku anegdot przedstawiłem, jego znaniem, elaborat. Tymczasem po to piszę właśnie te teksty, aby zaprezentować swoje stanowisko – anegdoty to u Dańca. Znając zresztą współczesne dziennikarstwo sądzę, iż gdyby tekst był wesoły, autor zarzuciłby mi, że prezydentowi nie przystoi i powinien odnosić się do problemów miejskich, nie zaś zajmować się pisaniem dowcipów.
Kraków jest miastem, w którym jubileusze obchodzone są z lubością i celebrowane umiejętnie. W zeszłym tygodniu obchodziliśmy dwa: wybitnego rzeźbiarza, profesora Mariana Koniecznego, któremu Kraków zawdzięcza przywrócenie pomnika grunwaldzkiego oraz pomnik Wyspiańskiego (trzeci, niesłuszny politycznie, ale artystycznie wybitny, przestał istnieć – został sprzedany do Szwecji) oraz znakomitego krytyka literackiego Jana Pieszczachowicza, byłego redaktora naczelnego „Studenta”, „Pisma”, a obecnie „Krakowa”. Cieszmy się tym, że mamy w naszym mieście tak wielu wybitnych artystów. Twórców, którzy szanowani są za swoje dzieła, a przyjaciół znajdują wśród ludzi o różnych przekonaniach i poglądach.
W piątkowym Dzienniku Polskim ukazała się niewielka notatka o tym, że Kraków uznany został za najlepiej w Polsce zarządzane miasto na prawach powiatu, otrzymując tytuł „Dobry Polski Samorząd
poniedziałek, 11 stycznia 2010
Postanowiłem pisać bloga, podobnie jak i używać innych narzędzi internetowych. Pierwsze z nich (Facebook, Twitter, Blip) uruchomiłem na przełomie roku. Od razu fakt ten został potwierdzony w sposób szczególny przez „Gazetę Wyborczą”. Pomijając styl tekstu pana Romanowskiego, gdyż sami internauci wykazali naciąganie twierdzeń podnoszonych przez niego, chciałem powiedzieć, że jestem już przyzwyczajony do tego, iż „Gazeta Wyborcza” – zanim jeszcze coś zaistnieje – już to krytykuje. Czyni to najczęściej w momencie uruchomienia jakiegoś medium, które daje również i mnie ewentualną możliwość przekazywania własnego stanowiska. Tak było, gdy powstawał miesięcznik „Kraków”. Dowiadywałem się wówczas, że będzie to moja tuba propagandowa itp.
Czas pokazał, że mamy w Krakowie, obok ukazującej się od prawie pięćdziesięciu lat we Wrocławiu „Odry”, najlepszy miesięcznik kulturalny w Polsce, w którym piszą najlepsze pióra. Podobnie, ale już ostrzej, było, gdy zaczął wychodzić dwutygodnik miejski „Kraków.pl”. Przez niektóre media określony został pismem prezydenckim. Nie będę przez litość przytaczał opinii ferowanych przez niektórych radnych, którzy żeby było wesoło, publikowali w tym piśmie swoje teksty znacznie częściej niż ja. Ale przypomnę zachowanie wymienionej wcześniej Gazety, łącznie z oskarżeniami o ewentualne przestępstwo w kwestii przetargu o kolportaż gazety miejskiej. Prokuratura wówczas sama z siebie, dosłownie następnego dnia po ukazaniu się tekstu, podjęła czynności. Zarzuty przedstawione przez Gazetę okazały się bezpodstawne i postępowanie zostało umorzone.
Mimo obietnic składanych przez dziennikarzy w prywatnych rozmowach nie doczekałem się choćby słowa przeprosin. Ale do tego, jak i „obiektywizmu” prasy krakowskiej, jestem już przyzwyczajony.
Tym razem jednak zamierzam podejmować polemikę. Uważam, że już dość jednostronnych ataków. Najwyższy czas zaprezentować swoje stanowisko.
***
Rok zacząłem nie najlepiej. Podczas treningu Cracovii zacytowałem słowa z jej hymnu, który właśnie skończono śpiewać: - „nigdy nie zejdźmy na psy”. Przez kibiców Wisły zostało to odczytane jako wrogi akt, o czym świadczyły niewybredne wpisy na jej stronie internetowej, gdzie uznany zostałem za Żyda i komucha. Za niefortunne i bez złej woli wypowiedziane sformułowanie publicznie przeprosiłem. Jeżeli ktokolwiek poczuł się dotknięty, albowiem zamiaru dokuczania nikomu nie miałem, raz jeszcze przepraszam.
Sadzę, że sprawy by nie było, gdyby nie działalność niektórych dziennikarzy. Zaczął pan Piłat z „Gazety Wyborczej”, na treningu zresztą nieobecny. Odczuł jednak taką wewnętrzną potrzebę (a może zewnętrzną?). Opublikował moralizatorski tekst, do którego odniosły się także inne media… bo skoro ktoś o tym napisał, to i my także musimy... Jak zauważyłem, telewizyjna kronika krakowska nie odnotowała nawet mojej obecności na treningu (co specjalnie mnie nie zdziwiło, gdyż niczego innego się nie spodziewałem, Kronika zawsze stara się tak operować kamerą, aby nie zauważać mojej obecności). Generalnie poruszane są bowiem w niej te tematy, o których pisze – kolejnego dnia po zdarzeniu – „Gazeta Wyborcza”.
Ze swymi pouczeniami wystąpili także politycy, wykorzystując okazję, by mnie uszczypnąć. Wzruszył mnie jeden z posłów-moralizatorów, który zapomniał, że sam kilka lat temu popełnił podobną gafę. Na stadionie Wisły wystąpił w szaliku, na którym przedstawiony był buldog w barwach Cracovii. Nikt też nie miał pretensji do posła Rasia, wiceprzewodniczącego komisji sportu, gdy ten na każdym meczu owe słowa śpiewa. Wreszcie nikt nie zwrócił uwagi, gdy jeden z marszałków województwa głosił wierszyk w sposób wyraźny dotykający Wisłę. Może wiąże się to z faktem, iż są oni ze słusznej opcji politycznej, opcji, której wolno więcej.
Mam pełną świadomość swego faux pas, ale sądzę, że moja wpadka powinna być zarzewiem do dialogu na temat zachowań kibiców, a przede wszystkim rozpoczęciem dyskusji na temat słów owego hymnu. Nikt nie podnosi tego tematu… to zastanawiające...
Pan Piłat swoje moralizatorskie napomnienia z dużą gracją połączył z faktem zamordowania młodego człowieka, przekazując, że były to porachunki kibicowskie. Po paru dniach okazało się, że poszło o dziewczynę, ale to nieważne, figura retoryczna była znakomita. Do tego włączyli się dziennikarze-kibice Wisły. W rozmowie ze mną przedstawiali się jako chcący rzecz pokazać obiektywnie… Wyszło jak zawsze.
Sądzę, że w pewnym momencie „Gazeta Wyborcza” zorientowała się, że zaszło to zbyt daleko i nawet pan Mancewicz (!) wystąpił w mojej obronie, łagodząc problem. Chyba jednak zbyt późno.
Jeszcze parę słów chciałem poświęcić wpisom kibiców. Prócz cytowanych już sformułowań zarzucano mi forowanie Cracovii; bo to i stadion, i remont budynku w Parku Jordana, i lodowisko, i jeszcze ewentualnie hala dla sportów uprawianych przez osoby niepełnosprawne przy al. Focha.
Pomijając już wszystkie kwestie związane z faktem, iż każda z tych inwestycji przeznaczona jest dla kogo innego i każda ma inne funkcje, to ograniczając się do kwestii finansowych, na co kładą nacisk niektórzy kibice, nakłady na sam stadion Wisły są dwukrotnie większe niż na wszystkie obiekty Cracovii łącznie.
I na koniec, żeby była jasność… Nie jestem fanem ani Cracovii, ani Wisły. Kibicuję obu klubom. Chodzę na mecze obu klubów. Po prostu lubię oglądać dobrą piłkę i jako gospodarz miasta dbam o oba kluby… a także jeszcze o kilka pozostałych.
***
I jeszcze jeden temat związany z „Wisłą” – hala. Niestety, okazało się, iż wielu dziennikarzy, niektórzy radni, a także kibice zupełnie nie rozumieją, o co chodzi. Dlatego… zacznijmy od początku.
Po odzyskaniu przez miasto od skarbu państwa terenów przy ul. Reymonta (będących we władaniu policji) Towarzystwo Sportowe Wisła zwróciło się do mnie (pismem z 10 VII 2006 r.) z prośbą o przekazanie ich w wieczyste użytkowanie. Stwierdzono w nim, że „stan prawny wymienionych nieruchomości uniemożliwia pozyskanie przez klub inwestorów, celem rozbudowy i modernizacji obiektów, jak również stwarza problemy finansowe”. TS Wisła, wraz z pozyskanymi przez siebie partnerami, chciało wybudować tam halę sportową z hotelem. To właśnie TS Wisła z partnerami mieli być inwestorami, nie zaś miasto. Miasto zgodziło się na takie rozwiązanie i 9 stycznia 2007 r., chcąc wyjść naprzeciw planom TS Wisła dotyczącym wybudowania własnej hali, oddało potrzebne Towarzystwu tereny w wieczyste użytkowanie, a tym samym pozbawiło się możliwości inwestowania na tym terenie. Nie pozwala na to bowiem prawo. Aby ułatwić jednak realizację proponowanych przez Wisłę (tak TS i KS) inwestycji, związanych ze sportem na terenach między ulicą Reymonta a 3 Maja, miasto opracowało i przyjęło plan zagospodarowania przestrzennego tych terenów. Plan uwzględnia budowę hali i hoteli. Tym samym miasto spełniło wszystkie postulaty TS Wisła.
Zaproponowany przez klub model finansowania nie zdał jednak egzaminu. TS Wisła otrzymało co prawda obietnicę dofinansowania środkami unijnymi w kwocie 8 mln Euro, ale pod warunkiem zapewnienia drugiej połowy środków inwestycyjnych przez sponsora. Niestety, ani firma Can-Pack, ani inne spółki nie sprostały tym wymogom i wycofały się z obietnicy finansowania. Wtedy niektórzy radni (zwłaszcza radny Paweł Bystrowski, który w ramach dyscypliny klubowej w ostateczności głosował przeciw budowie hali, jak i radny Dariusz Olszówka) zapewne licząc na poklask kibiców i ich poparcie w nadchodzących wyborach, zgłosili wniosek do projektu budżetu na rok 2010 o zabezpieczenie 32 mln zł na ten cel. Radni doskonale wiedzieli, że wniosek ten musi zostać odrzucony, a przekazanie pieniędzy jest niemożliwe głównie ze względu na fakt, iż działka nie należy do miasta.
Wszystkim, którzy obarczają mnie odpowiedzialnością za nieprzekazanie w tym roku środków z budżetu miasta na halę Wisły, chciałbym przedstawić, jak sytuacja wygląda obecnie. Jeśli budowa miałaby być finansowana przez miasto Kraków, teren musi do niego wrócić (w całości, bądź w części odnoszącej się do hali). Ciągle czekam na pismo od TS Wisła, mam nadzieję, że niedługo je dostanę. Będzie ono punktem wyjścia do dalszych działań. W rezultacie z przekazanego Towarzystwu w 2007 r. terenu zostanie wydzielona część na budowę hali i zwrócona miastu. Wówczas dopiero będę mógł podjąć dalsze działania dotyczące tak projektowania, jak i czynności administracyjnych (m.in. pozwolenie na budowę). Dopiero wtedy będzie można uwzględnić to zadanie w kolejnym projekcie budżetu miasta.
Na tym kończę. Mam nadzieję, iż to wyjaśnienie jest wystarczające dla tych, którzy głośno krytykują mnie na forach internetowych za nieuwzględnienie budowy hali sportowej TS Wisła w budżecie na 2010 rok. Jeszcze raz podkreślam, że ze względów prawnych i formalnych było to po prostu niemożliwe.
***
W czwartek byłem w Pałacu Namiestnikowskim, gdzie Prezydent RP wręczył 44 nominacje do Narodowej Rady Rozwoju. Niektórzy komentatorzy wyrazili zdziwienie tym, że zostałem powołany, jak i tym że wyraziłem zgodę na uczestnictwo w niej. Otóż uważam, że był to właśnie akt przemawiający za tezą, że urząd prezydenta winien być – co mówiłem już wielokrotnie – urzędem ponadpartyjnym i apolitycznym. Ta Rada jest przykładem tego typu działalności. Fakt, że lepiej by było, gdyby powstała trzy lata wcześniej, ale – z drugiej strony – lepiej późno niż wcale.
Uczestnictwo w niej osób o różnych poglądach politycznych daje gwarancję faktycznej wymiany poglądów. Sądzę jednak, że owa Rada winna być zorganizowana nieco inaczej. Wszyscy jej uczestnicy powinni – przynajmniej na kilka dni przed posiedzeniem - otrzymać materiały do dyskusji. Zaś owa dyskusja winna znaleźć podsumowanie w akcie prawnym, projekcie, któremu Prezydent winien, jeżeli się zgadza z jego treścią, nadać formę inicjatywy ustawodawczej. Wówczas z eksperckiego charakteru Rada przekształciłaby się w twórczy.