piątek, 28 października 2011

Misja misji nierówna?

Zewsząd (a szczególnie z mediów) słyszę dobre rady dotyczące tak zwanego (okropne określenie) zarządzania zasobami ludzkimi. Jak zaczynamy mówić o oszczędnościach w mieście to zwykle chwilę potem słyszę, że należy zwolnić urzędników, a reszcie obniżyć pensje. (Nikt nie zastanawia się, jakie to będę oszczędności w skali całego miasta i jakie będzie to miało skutki dla mieszkańców, którzy będę chcieli w magistracie załatwić jakąś sprawę). Kiedy dochodzi do zmian personalnych, to każda moja decyzja jest rozbierana na części pierwsze. Najpierw podważane są kompetencje osoby, która zostaje zatrudniona, a chwilę potem zaczyna się szukanie powiązań towarzyskich i rodzinnych, które to jakoby mogły mieć wpływ na mój wybór.

Chociaż denerwuje mnie, że wszyscy tak doskonale znają się na polityce kadrowej urzędu i dzielą się swoimi przemyśleniami bez znajomości faktów, to jednak absolutnie nie jestem przeciwny temu, by wszystkie magistrackie „nowości” były jawne. Magistrat ma służyć mieszkańcom, więc nie będzie niczego przed nimi ukrywał. Nie ukrywam przed dziennikarzami pensji urzędników, biuro prasowe informuje o wszystkich zmianach kadrowych na stanowiskach kierowniczych, a ostatnio mojego nowego zastępcę – prezydent Annę Okońską-Walkowicz osobiście dziennikarzom przedstawiłem.

Kilka dni temu dowiedziałem się o zmianach na wysokich stanowiskach w jednej z krakowskich redakcji. A trzeba dodać, że nastąpiły w sposób nagły, niespodziewany i stanowiąc niespodzianką dla pracowników, bez powiadomienia społeczności (a nawet jak twierdzą pracownicy redakcji proszący o zachowanie anonimowości – ulubiony zwrot mediów – z zakazem głośnego powiadamiania o zmianach).
Zastanawiam się, czy nie dobrze by było, żeby Ci, którzy od urzędu wymagają absolutnej przejrzystości przy podejmowaniu decyzji kadrowych, taką samą zasadę stosowali także u siebie?
Jak wiem, że Państwo zaraz mi odpowiedzą: Przecież to prywatna firma, ma przynosić zysk, a właściciel może zrobić z pracownikami co zechce!
Nie zgodzę się z tym, bo dla mnie żadna redakcja nie jest zwykłym przedsiębiorstwem. Ciągle jeszcze wierzę w misję mediów – z jednej strony służba społeczności, a z drugiej strony kształtowanie jej opinii. Dlatego chciałbym wiedzieć, kto i z jakiego powodu będzie moje opinie kształtował.

poniedziałek, 24 października 2011

O kosztach, Wrocławiu i Centrum Kongresowym...

Pan Wojewoda od momentu, w którym został namaszczony jako kandydat na urząd Prezydenta Krakowa przy różnych okazjach ma zwyczaj odnoszenia się w sposób złośliwy do mnie, do moich działań, czy wypowiedzi. Puszczałem to mimo uszu, by nie zaogniać konfliktu. Uważam jednak, że są pewne granice milczenia i dlatego też chciałbym się odnieść do krótkiej wypowiedzi Wojewody zamieszczonej w piątkowej Gazecie Krakowskiej.

Za żałosne uznał Pan Wojewoda podnoszenie przeze mnie faktu, iż rząd nie pokrywa w całości kosztów zadań zleconych do czego zobowiązany jest ustawą o samorządzie gminnym. Ustawa – przypominam - stwierdza obowiązek pokrycia kosztów „koniecznych do wykonania zadań”. Gdyby Pan zechciał pochylić się nad pismami, które do Pana i do Pańskiego rządu skierowałem, być może przypomniałby Pan sobie tą kwestię. Dla przypomnienia wysłałem ostatnio kolejne pisma w tej sprawie (chyba już je Pan dostał). Podobnie z kwestią naliczania wysokości wpływów PIT-u. Jeżeli wyliczenia dokonane przez min. Rostowskiego uważa Pan za żałosne to gratuluję rządowi takiego przedstawiciela w terenie.

Kolejną kwestią jest stawianie mi za przykład Wrocławia. Do takiego porównywania zdążyłem się przyzwyczaić jeszcze w czasach, gdy Pan Prezydent Dutkiewicz był związany z Platformą Obywatelską. Obecnie nasze miasta nie są już tak często porównywane, ale skoro Pan do tego nawiązuje... Chciałbym zwrócić uwagę, że Wrocław ma ok. 600 zł większe zadłużenie na głowę mieszkańca niż Kraków, sprzedaż nieruchomości idzie tak samo jak w Krakowie tzn. słabo, a pieniędzy na działalność bieżącą także brakuje. I żeby była jasność – podobnie jest w miastach rządzonych przez PO. Zadłużenie w Warszawie na jednego mieszkańca wynosi 5300 zł, a więc jest prawie dwukrotnie wyższe niż w Krakowie.

I sprawa trzecia. Zarzuca mi Pan, że buduję Centrum Kongresowe, które jest konkurencją dla prywatnego przedsięwzięcia np. Gromady. Zarzut co najmniej dziwny, bo czym innym są sale kongresowe stworzone przy hotelu czy budynku dydaktycznym szkoły wyższej, a czym innym prawdziwe Centrum Kongresowe budowane przy Rondzie Grunwaldzkim. A swoją drogą pamiętam z czasów kampanii samorządowej Pański zarzut, że budowa Centrum jeszcze się nie rozpoczęła, bo wykonanie ścianki szczelinowej uznał Pan za coś nie związanego z ową inwestycją. Pamiętam też program telewizyjny „Bez krawata”, w którym głosił Pan tezę, że Centrum powinno być znacznie większe niż jest w projekcie. Uważam, że należy pamiętać o tym co się wcześniej mówiło, a przede wszystkim mieć koncepcję tego o czym się mówi, nie zaś zmieniać zdanie w zależności od sytuacji.

poniedziałek, 17 października 2011

Szanowny Pan
Zbigniew Boniek

Prowadzenie polemiki w mediach i na blogu nie jest moim ulubionym sposobem wymiany myśli i poglądów, ale pozwoli Pan, że w ten oto sposób odniosę się do Pańskich przemyśleń dotyczących EURO2012 w Krakowie, zamieszczonych dziś w serwisie sportowym Interii.

Zacznijmy od tego, że nie zgodzę się ze stwierdzeniem, iż „dokumenty przesłane w aplikacji przekreśliły Kraków”. Dowodem niech będzie finalny raport UEFA z 1 maja 2009 roku. Wynikało z niego, że Kraków jest najlepiej przygotowanym Polskim miastem. Jeżeli chodzi o stadion to UEFA najwyżej oceniła Kraków i Poznań. Transport miejski – najlepsze Kraków i Warszawa. Zakwaterowanie – również najwyższe oceny dla Krakowa i Warszawy. Jedynie warszawskie Okęcie zostało ocenione wyżej niż Balice i Pyrzowice, czemu akurat nie ma się co dziwić, chociaż i tak zdobyły lepsze oceny niż lotniska w Poznaniu, Gdańsku i Wrocławiu.

Atakuje Pan stadion Wisły, wytykając błędy przy przebudowie. Chciałbym więc przypomnieć, że projekt przebudowy stadionu powstawał pod dyktando specjalistów z UEFA, tak, by obiekt spełniał wszystkie wymagane standardy. Proszę też nie stwarzać wrażenia, że tylko Kraków miał problemy z budową stadionu. Przypomnę kłopoty Warszawy ze schodami kaskadowymi, czy Poznania z murawą. W Gdańsku też nie udało się zakończyć prac w terminie.

Proszę też nie wypominać mi, że Kraków nie doczekał się jednego nowoczesnego stadionu, za czym zawsze się opowiadałem. To właśnie głosami radnych miasta z Platformy Obywatelskiej, a więc tej partii, z którą wydaje się Pan być związany, Rada Miasta Krakowa podjęła decyzję o budowie dwóch obiektów. Od początku uważałem i nadal uważam, że to błąd.

Panu - człowiekowi zajmującemu się głównie piłką nożną – nie jest trudno zaproponować zaoranie stadionu i rozpoczęcie budowy od zera, a tym samym wyrzucenie publicznych pieniędzy błoto. Ja takiego komfortu już nie mam. Podejmując decyzję czy wyburzyć stadion Wisły mimo prowadzonych tam już prac, czy przeprojektować go pod dyktando UEFA, wybrałem tą drugą możliwość. I udało się. Twierdzi Pan, że stadion Wisły nie spełnia żadnych nowoczesnych kryteriów? W takim razie, w jaki sposób otrzymał licencję od Ekstraklasy i od UEFA na mecze Ligi Europejskiej?

Proszę mi wierzyć. Kto jak kto, ale ja wielokrotnie przestudiowałem dokumenty dotyczące uczestnictwa Krakowa w EURO2012. Do tematu jestem przygotowany jak nikt inny. Serdecznie zapraszam, by przestudiować je jeszcze raz wraz ze mną. Chyba, że Pana wiedza o kulisach przyznawania EURO2012 polskim miastom jest szersza, niż zapisana w oficjalnych dokumentach. Tym chętniej się z nią zapoznam.

Jacek Majchrowski
Prezydent Miasta Krakowa

piątek, 7 października 2011

Kompetencje ocenią wyborcy

Choć do ciszy wyborczej pozostało już niewiele czasu, pozwolą Państwo, że skomentuję słowa marszałka Wojciecha Kozaka, które padły podczas czwartkowej debaty krakowskich „jedynek”. Pan marszałek wyraził ubolewanie, że udzieliłem poparcia Monice Piątkowskiej, pracownikowi magistratu.

Chciałbym przypomnieć, że kandydatów na posłów, którzy zawodowo są związani z magistratem lub jednostkami podległymi gminie jest kilku. Nigdy nie przeszkadzałem w takiej działalności i nigdy nie miałem pretensji, że związali się z różnymi partiami politycznymi: Platformą Obywatelską, Prawem i Sprawiedliwością, Sojuszem Lewicy Demokratycznej czy Polskim Stronnictwem Ludowym. Wręcz przeciwnie, to dowód na to, co podkreślam od dawna, że potrafię pracować z osobami niezależnie od ich przynależności partyjnej czy podglądów, jeżeli tylko naszym wspólnym celem jest dobro miasta. To prawda, że szczególnego poparcia udzieliłem Monice Piątkowskiej, ponieważ uważam, że spełnia ona wszystkie warunki, by zostać dobrym posłem.

Wypowiedź pana marszałka Wojciecha Kozaka jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem z innego powodu. Najwyraźniej pan marszałek zapomniał, jak w rozmowie ze mną wyrażał zadowolenie z takiego, a nie innego składu na liście PSL. Pozwolę sobie przypomnieć także konferencję prasową z ubiegłej niedzieli, gdzie obok Waldemara Pawlaka stanął nie kto inny, ale właśnie Monika Piątkowska. Był tam również pan marszałek Kozak i dziwię się, że swoich wątpliwości nie wyraził wtedy na głos.

I na koniec: w szale przedwyborczej walki o posadę w parlamencie, warto pamiętać o tym, że kompetencje wszystkich kandydatów ostatecznie i tak ocenią w niedzielę wyborcy.