środa, 24 sierpnia 2011

Znowu o finansach...

Tłumaczenie zawiłości związanych z budżetem miasta, szczególnie z wydatkami przypomina niestety ostatnimi czasy orkę na ugorze. Jak donoszą media, „prezydent wstrzymał miejskie inwestycje”. Jestem więc winien Państwu kilka słów wyjaśnień, choć na początek uspokoję: to nie jest prawda. Wszystkie inwestycje, na które miasto już podpisało umowy są realizowane. Chciałem natomiast, by urzędnicy zanim podpiszą nowe umowy zastanowili się, czy na pewno jest to niezbędny wydatek. Stąd moje polecenie, by każda nowa umowa była kontrasygnowana przez skarbnika miasta. Jeżeli uznamy, że wydatek jest uzasadniony, nic nie będzie stało na przeszkodzie, by umowę podpisać.

Zapytają Państwo skąd taka ostrożność, skoro RIO zezwoliło miastu na zaciągnięcie 300 mln złotych obligacji? To prawda, ale zostały one wydane zgodnie z przeznaczeniem zawartym w uchwale Rady Miasta Krakowa, czyli na spłatę części zaciągniętych kredytów. Nie mieliśmy prawa wydać ich na inwestycje. Powinni to wiedzieć radni, którzy sami zagłosowali za tą uchwałą. Dlatego też dziwi mnie ich zdziwienie, gdy słyszę, że chcieliby teraz wydać te pieniądze w inny sposób.

Wróćmy jednak do ostrożności w wydawaniu pieniędzy. Doskonale zdajemy sobie wszyscy sprawę, że finanse Krakowa nie funkcjonują w oderwaniu od finansów całego państwa. Nie możemy być więc do końca pewni, że dochody z Podatków PIT i CIT jakie założyliśmy i jakie prognozował Minister Finansów ostatecznie trafią do miejskiej kasy. To tak jak z wydatkami domowymi – sama obietnica, że zarobimy pieniądze nie może być jeszcze powodem, że zaczniemy je wydawać. Tak samo jest z budżetem Krakowa. Możemy się spodziewać, że sytuacja finansowa całego kraju nie będzie na tyle dobra, by do budżetu miasta wpłynęła cała kwota planowanych dochodów. Dlatego tak ważne jest, żeby teraz zastanowić się co jest niezbędne, a z czego na razie możemy zrezygnować i zrealizować dopiero wtedy, gdy na koncie pojawi się wystarczająca ilość pieniędzy.

środa, 17 sierpnia 2011

Obywatele do Senatu

W najbliższą sobotę wszystko stanie się jasne – samorządowcy przedstawią swoich kandydatów do Senatu. Zanim jednak poznamy ich nazwiska, chciałbym w kilku słowach przestawić samą ideę przekształcenia senatu w izbę samorządową.

Pomysł, by odebrać senat partiom politycznym i przekazać go bezpartyjnym fachowcom nie jest nowy. Pojawiał się już od 1918 roku. Wprowadzenie go w życie nie było jednak nigdy w interesie polityków. Teraz, gdy po raz pierwszy będziemy wybierać senatorów w okręgach jednomandatowych, mamy szansę wybrać ludzi, którzy są niekwestionowanymi fachowcami w swojej dziedzinie, a przy okazji udowodnili pracą na rzecz swoich miejscowości, że są skuteczni, dbają o mieszkańców, a nie o własną karierę polityczną. Większość kandydatów zdobywało swoje doświadczenie w samorządzie – nie tylko terytorialnym, ale też zawodowym czy gospodarczym. Postawiliśmy przed nimi tylko jeden warunek – nie mogą mieć legitymacji partyjnej. Dzięki temu, podejmując ważne dla kraju decyzje, będą mogli się kierować własną wiedzą i sumieniem, zamiast głosować zgodnie z wytycznymi liderów partyjnych.

Często powtarza się pytanie o rolę prezydentów miast, którzy wskazali swoich kandydatów. Chcę powiedzieć jasno: nie stworzyliśmy nowej partii politycznej, więc i nie planujemy mieć bezpośredniego wpływu na poczynania popieranych przez nas osób. Nie będzie żadnej „dyscypliny partyjnej”! Będziemy służyć radą oraz swoim doświadczeniem, które daje nam praca na rzecz samorządu. Będziemy zwracać uwagę na te kwestie, które należy poprawić, by nie tłumić inicjatywy samorządów i mieszkańców. Wierzę, że wskazane przez samorządowców osoby są rozsądne i gwarantują realizację naszych postulatów. Osobiście chciałbym, żeby nowi senatorowie rozpoczęli swoją pracę od dwóch ustaw: o finansach publicznych i o samorządzie. To one właśnie bezpośrednio regulują funkcjonowanie miasta.

Choć sondaże są optymistyczne, to jednak trudno dziś przewidzieć ilu senatorów wprowadzi Komitet „Obywatele do Senatu”. Wystarczy dziesięciu, by zyskali inicjatywę ustawodawczą.

Prezydenci i burmistrzowie, którzy zdecydowali się przystąpić do inicjatywy Obywatele do Senatu uważają - podobnie jak ja - że sprawy związków partnerskich, in vitro czy zbadania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem są oczywiście istotne, ale jednak nie najważniejsze. Przez ostatnie lata samorządy udowodniły, że są najbardziej twórczą siłą w państwie, które nie traci czasu na jałowe dyskusje. To dzięki samorządom Polska się zmienia i odrabia zapóźnienia cywilizacyjne. Jedyne czego chcą samorządowcy, to tego, by politycy nieprzemyślanymi decyzjami im w tym nie przeszkadzali. Mam nadzieję, że senat nowej kadencji stanie się w końcu pomostem legislacyjnym pomiędzy Polską lokalną, a władzą centralną.