piątek, 17 stycznia 2014

Bogatsi mieszkańcy – bogatsze miasto

Kraków to najlepsze europejskie miasto dla turystów w 2014 r. – taką doskonałą dla nas wiadomość przyniosły pierwsze dni nowego roku. Ranking cieszy tym bardziej, że jest wynikiem analizy opinii turystów korzystających z portalu turystycznego Zoover. I co ciekawe, wyprzedziliśmy Sewillę i Wenecję, które znalazły się na kolejnych miejscach.
Możemy być dumni, bo bardzo wysoko została oceniona nasza oferta kulturalna, oraz jakość 4- i 5-gwiazdkowych hoteli. Jeden z internautów odwiedzających Kraków napisał : „Dla tych, którzy chcą odwiedzić ciekawe miasto w Europie, zdecydowanie polecam Kraków. Również poza centrum miasta jest wiele do zobaczenia. – Warto wybrać się na obrzeża miasta i odwiedzić dzielnicę żydowską Kazimierz, Nową Hutę czy punkt widokowy na Kopcu Kościuszki.” Gratulacje dla miasta popłynęły też z ambasady Polski w Holandii, której to przedstawiciel odbierał nagrodę Zoover Award for Best European City Trip 2014 dla naszego miasta podczas targów turystycznych Vakantiebeurs.
A czy my jesteśmy dumni? Rzadko czytam fora pod artykułami w internecie, ale tym razem zrobiłem wyjątek i zauważyłem pewną prawidłowość. Nie brak miłych słów na temat Krakowa. Są jednak też inne wpisy – „rodowitych krakowian” i „rodowitych krakowianek”, „Krakusów”, itd. Nie będę ich w całości przytaczał, ale spróbuję streścić w kilku punktach: nikt rozsądny do Krakowa by nie przyjechał; przecież tu nie ma co oglądać; miasto jest zapyziałe; pooddychajcie naszym powietrzem; miasto maczet; a na mojej ulicy są śmieci; a na mojej ulicy jest dziura; przestańcie inwestować w turystykę, zajmijcie się mieszkańcami. Żeby była jasność: ja nie twierdzę, że nasz miasto jest idealne (proszę mi zresztą pokazać miasto, w którym już niczego nie da się poprawić). Jest jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, by poprawić komfort życia mieszkańców. Chciałbym tylko uświadomić tym wszystkim, którzy zniechęcają gości do odwiedzin w naszym mieście, że w Krakowie – jak mówią dane statystyczne – pomiędzy 75 a 80 tysięcy osób żyje z turystyki, co stanowi ok. ¼ wszystkich tutaj pracujących. To nie tylko ci zatrudnieni w hotelach, pensjonatach czy restauracjach, ale też wykonujący rozmaite usługi, pracujący w handlu itd. Co więcej – statystyki też pokazują, że w 2013 r. w stosunku do 2012 r. przybyło miejsc pracy w turystyce.
Nieporozumieniem jest mówienie, że jeżeli miasto dba o turystów, oznacza to, że nie dba o mieszkańców. Dbałość o rozwój turystyki to właśnie zachowanie istniejących i stwarzanie nowych miejsc pracy dla krakowian. Jeżeli ktoś ma pracę i zarabia, to swoje pieniądze będzie wydawał na towary i usługi, na które nie mógłby sobie pozwolić, żyjąc z zasiłku. Tym samym pozwala zarobić kolejnym osobom. To, co piszę, jest truizmem, nie powinno wzbudzać jakichkolwiek wątpliwości, a jednak czytając niektóre opinie z forów, można by mieć wrażenie, że odkrywam Amerykę.
Z tych powodów wydatki na promocję naszego miasta w świecie należy traktować jak inwestycję, a nie wyrzucanie pieniędzy. Tu podam także przykład z ostatnich dni, gdy ujawniliśmy, że przygotowujemy spot reklamujący Kraków z Alicją Bachledą-Curuś. Materiał nie jest jeszcze gotowy, widzieliśmy tylko kilka zdjęć i opis, a już na forach czytam, że beznadziejny; dlaczego właśnie ta aktorka, a nie inna; dlaczego wykorzystywać motyw Kopciuszka, skoro mamy smoka wawelskiego i najczęściej „takie pieniądze można by wykorzystać na…” – i tutaj padają różne propozycje. Nikt z krytykujących, zanim podzielił się swoją opinią, nie zdążył pomyśleć, że nie mamy zbyt wielu aktorek związanych z Krakowem, które pracowały w Hollywood i są rozpoznawalne w świecie, że motyw Kopciuszka jest zrozumiały dla milionów ludzi niezależnie od narodowości, a ocenia się dopiero po obejrzeniu ostatecznego efektu pracy – było nie było fachowców. O kwestiach finansowych już pisałem wyżej, ale powtórzę jeszcze raz – promocja to inwestycja, nie wydatek.
Turyści zostawiają już w Krakowie równowartość rocznego budżetu miasta. To nie są pieniądze, które wpływają bezpośrednio do kasy miejskiej, ale do pracujących w branży turystycznej. A bogatsi mieszkańcy to bogatsze miasto. Do nas wszystkich, niezależnie od miejsca pracy, część tych pieniędzy wraca w postaci udziału miasta w podatkach. Jeżeli zamkniemy się na turystów, tysiące ludzi stracą pracę i przyjdą do magistratu po zasiłek. Sądzą Państwo, że wtedy będzie łatwiej z budżetu miasta sfinansować remont czy sprzątanie ulicy? Czy będzie łatwiej wypłacać dofinansowanie za wymianę pieców czy sfinansować dodatkowe patrole na ulicach? Jeżeli - jak wynika to z komentarzy - część osób tak sądzi, to proszę, żeby mi wyjaśnili na jakiej podstawie, bo nie potrafię tego wymyślić!

czwartek, 16 stycznia 2014

Razem łatwiej

Choć o potrzebie ścisłej współpracy mówiliśmy wiele, nigdy nie była ona ani uporządkowana ani sformalizowana. Teraz to się zmieni. Niebawem powstanie Stowarzyszenie Metropolia Krakowska. Oprócz Krakowa w jego skład wejdzie 13 ościennych gmin. Razem będzie nam łatwiej pozyskiwać unijne pieniądze na inwestycje, na które od lat czekamy wszyscy – i krakowianie, i nasi sąsiedzi.
Przez długi czas kontakty Krakowa z gminami ościennymi lokalne media przedstawiały nie najlepiej. Nasi sąsiedzi czuli się pomijani przez Kraków przy podejmowaniu decyzji, które także ich dotyczą. Z drugiej strony dziennikarze chętnie cytowali fora, na których „rodowici krakowianie” pytali, dlaczego „obcy” mają „jeździć po naszych ulicach”, „korzystać z naszych tramwajów” i „zajmować nam miejsce”. Takie stawianie sprawy współpracy – przyznają Państwo – nie służy. Wydaje mi się, że przełomem w myśleniu wielu osób była sprawa jakości powietrza. Zaczęto zwracać uwagę, że działania proekologiczne nie mogą się kończyć na granicy miasta, bo równie ważne, by osiągnąć satysfakcjonujący efekt, są działania podejmowane w sąsiadujących z Krakowem gminach, pamiętając przy tym, że mają one znacznie mniejsze niż Kraków możliwości finansowe wspierania swoich mieszkańców. Bezpośrednią jednak motywacją do tego, by uporządkować naszą współprace stały się środki unijne.
Komisja Europejska na nową perspektywę finansową zaproponowała Zintegrowane Inwestycje Terytorialne, jako nowe narzędzie współpracy samorządów. Zgodnie z decyzją Zarządu Województwa Małopolskiego, w przypadku naszego regionu miejski obszar funkcjonalny stanowią Kraków oraz 13 gmin: Biskupice, Igołomia-Wawrzeńczyce, Kocmyrzów-Luborzyca, Liszki, Michałowice, Mogilany, Niepołomice, Skawina, Świątniki Górne, Wieliczka, Wielka Wieś, Zabierzów, Zielonki. Wspólnie ustaliliśmy, że najlepszą formą działania, nie wyróżniającą nikogo, będzie powołanie wspólnego stowarzyszenia. Na spotkaniu w magistracie, które odbyło się kilka dni temu, uzgodniliśmy wspólnie statut stowarzyszenia. Powstał także projekt uchwały o przystąpieniu do stowarzyszenia, którą wszystkie rady gmin będą musiały podjąć. Potem rozpoczniemy procedurę jego rejestracji. Uzgodniliśmy także, na co będziemy chcieli wspólnie pozyskiwać środki unijne z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Funduszu Społecznego. Muszą to być zadania ważnie nie tylko z punktu widzenia miasta czy poszczególnych gmin, ale też mające znaczenia dla całego obszaru metropolii. A kwota, którą moglibyśmy dysponować mała nie jest – 230 mln euro, czyli niemal miliard złotych.
Zdecydowaliśmy, że ponad połowę tej kwoty chcielibyśmy przeznaczyć na inwestycje transportowe. Mieszkańcy okolicznych gmin dojeżdżający do pracy w Krakowie ucieszą się zapewne, że będzie można za to budować m. in. parkingi na obrzeżach miasta, by mogli bez problemów przesiąść się na komunikację miejską. Inna inwestycja - kolej aglomeracyjna będzie służyć zarówno naszym sąsiadom, ale też nam samym – ponieważ w wielu przypadkach ułatwi poruszanie się po Krakowie. Inwestycja transportowe to także budowa ścieżek rowerowych, co jest tym ważniejsze, że dla mieszkańców Krakowa to często gminy ościenne są miejscami weekendowego wypoczynku.
Prawie 24 proc. mają pochłonąć zadania związane z usługami publicznymi i rewitalizacją. Tu mieszczą się inwestycje w infrastrukturę zdrowotną i edukacyjną oraz rewitalizacja ubogich obszarów miejskich i wiejskich. Moim zdaniem najważniejszymi zadaniami w tej dziedzinie będą inwestycje w szpitale, które służą na co dzień przecież nie tylko krakowianom. Zrobiliśmy już w tej dziedzinie sporo jeżeli chodzi o miejskie szpitale, ale wiele jeszcze można unowocześnić. Ponad 20 proc. kwoty możliwej do pozyskania chcemy przeznaczyć na wspólną walkę z niską emisją.
Na przejście wszystkich procedur związanych z rejestracją stowarzyszenia potrzebujemy mniej więcej pięciu miesięcy. Wierzę, że za kilka lat, patrząc na ukończone wspólne inwestycje zyskamy dodatkowy dowód na prawdziwość stwierdzenia, że razem można zdziałać więcej.

wtorek, 7 stycznia 2014

Grajmy seniorom!

Dzisiejszy felieton rozpocznę reklamą – wszystkich, którzy mają ochotę wspólnie z osobą towarzyszącą wziąć udział w uroczystym otwarciu Kraków Areny oraz Centrum Kongresowego, a jednocześnie chcą wesprzeć Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy zapraszam do wzięcia udziału w licytacji „Krakowskiego pakietu VIP” wystawionego przeze mnie na Allegro, wśród aukcji na rzecz WOŚP.
W ubiegłym roku na licytację trafiła trąbka strażaka z wieży Mariackiej, którą otrzymałem w zamian za kupiony trębaczom nowy instrument. Nowy właściciel wylicytował ją za kwotę ponad sześć tysięcy złotych. Mam nadzieję, że tegoroczna „walka” o zaproszenia także będzie zacięta i 13 stycznia o godz. 12 na koncie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy znajdzie się spora sumka. To w końcu vip-owskie zaproszenie na jedne z najważniejszych krakowskich wydarzeń nadchodzącego roku. Nie wątpię, że zarówno Kraków Arena jak i Centrum Kongresowe staną się nowymi wizytówkami Krakowa, więc i uroczystości otwarcia z pewnością zapiszą się w historii miasta. Warto w nich uczestniczyć!
Warto też licytować „Krakowski pakiet VIP”, bo pieniądze na niego przeznaczone z pewnością nie zostaną zmarnowane. Jestem pełen uznania dla ponad dwudziestoletniej działalności Fundacji Jerzego Owsiaka na rzecz chorych dzieci. To dzięki jego niespożytej energii w dużej mierze możemy mieć pewność, że oddziały dla najmłodszych dysponują potrzebnym, nowoczesnym sprzętem medycznym. Na uznanie zasługuje też fakt, że od ubiegłego roku WOŚP zauważył też potrzeby osób starszych. A to niezwykle ważne…
Według wszelkich prognoz w najbliższych 20 latach odsetek osób starszych w Polsce ulegnie podwojeniu. Te prognozy, które jednych niepokoją, innych cieszą – oznaczają przecież, że wydłuża się nasze życie – powinny nas przede wszystkim mobilizować do działań na rzecz poprawy jakości życia seniorów i aktywizowania pokolenia, które niezmiennie pozostaje przecież ważnym ogniwem życia lokalnych społeczności.
Kraków nie zapomina o seniorach. Stopniowo znikają bariery architektoniczne utrudniające osobom starszym funkcjonowanie, powiększa się zakres usług oferowanych im na atrakcyjnych, preferencyjnych warunkach. Mamy już kilka uniwersytetów trzeciego wieku i cały szereg projektów opracowanych - m. in. przez Gminę Miejską Kraków - z myślą o potrzebach osób starszych. Za pośrednictwem miejskiego serwisu internetowego "Kraków dla seniora" informujemy zainteresowanych o dedykowanych im wydarzeniach, o programach z zakresu zdrowia, edukacji, sportu, rekreacji, czy pomocy społecznej. Do dyspozycji stowarzyszeń i organizacji reprezentujących starszych mieszkańców Krakowa oddaliśmy także Miejski Ośródek Wspierania Inicjatyw Społecznych - wraz z jego sprzętem, wyposażeniem, salami, w których można organizować spotkania i szkolenia. Kraków jako pierwsze miasto w Polsce przystąpił również do koalicji "Dojrz@łość w sieci", organizując cykle warsztatów komputerowych dla seniorów. Od 2011 roku wspólnie z Województwem Małopolskim realizujemy akcję "Kraków przyjazny seniorom". Sam jestem zdziwiony tym, jak wiele podmiotów jest zainteresowanych takim tytułem – nie tylko publicznych jak placówki muzealne, ośrodki kultury czy kluby działające przy spółdzielniach mieszkaniowych, ale też np. prywatne firmy.
Jak już wspomniałem, miasto nie tylko powinno dbać o udogodnienia dla seniorów czy usługi przygotowywane specjalnie z myślą o ich potrzebach, ale przed wszystkim Kraków powinien umieć czerpać z doświadczenia i mądrości osób starszych, Chcę, by ten rok był szczególnie ważny pod tym względem dla krakowskich seniorów i całego miasta. Na wiosnę rozpocznie swoja działalność Krakowska Rada Seniorów. Szczegółami organizacyjnymi zajmuje się specjalny zespół złożony z przedstawicieli seniorów, radnych i pracowników UMK. Skład rady, mam nadzieję, będzie odzwierciedlać potencjał krakowskiego środowiska osób starszych. Zapraszamy do współpracy organizacje seniorskie, ale także przedstawicieli środowisk medycznych, artystycznych, naukowych, uniwersyteckich, biznesu… Mamy też plan utworzenia „Rady Srebrnych Autorytetów” - osób - które dzięki swemu doświadczeniu, życiowemu dorobkowi, sukcesom i – wciąż – wielkiej aktywności mogą inspirować innych seniorów do działania.

Budżet obywatelski tak, ale…

Ostatnie dni prac nad budżetem miasta na 2014 rok ponownie ożywiły dyskusję nad budżetem obywatelskim. Opinie na ten temat, jak czytam w mediach, są jednoznacznie entuzjastyczne. Ponieważ mój entuzjazm nie jest wyrażany aż tak żywiołowo, jak to robią niektórzy radni i dziennikarze, wysnuli oni wniosek, że jestem przeciwnikiem takiego rozwiązania. To nieprawda – pomysł budżetu obywatelskiego uważam za dobry, ale nie przeszkadza mi to w stawianiu pytań.
Zanim ktoś zacznie wypominać naszemu miastu, że pod względem dzielenia pieniędzy przez mieszkańców jest daleko w tyle, to powinien pamiętać, że to właśnie Kraków wiele lat temu – gdy nikomu w Polsce o budżetach partycypacyjnych jeszcze się nie śniło - wprowadził zasadę, że pieniądze na najpilniejsze wydatki w poszczególnych dzielnicach nie powinny być dzielone odgórnie, przez radę miasta, tylko odpowiednie sumy powinny być przekazywane do dyspozycji rad dzielnic i radni, po konsultacjach z mieszkańcami, powinni wskazywać najpilniejsze zadania. Na tym właśnie polega demokracja – mieszkańcy wybierają swoich przedstawicieli w wyborach, by ci, w ich imieniu podejmowali ważne decyzje. Dlatego co roku w budżecie miasta zostaje wydzielona kwota ok. 50 mln złotych dla dzielnic. Na ile w praktyce ta kwota jest dzielona wspólnie z mieszkańcami? Wiem, że w wielu dzielnicach mieszkańcy mają wpływ na decyzje swoich radnych. Wiem też, że w innych dzielnicach z komunikacją na linii radni – mieszkańcy bywa gorzej, co powinno być powodem do zastanowienia się przy urnie wyborczej nad swoimi przedstawicielami. Cóż, jak zawsze wszystko zależy od ludzi, ale jak widać z oddaniem części swoich kompetencji do dzielnic ani prezydent, ani rada miasta nigdy problemu nie mieli. Co więcej, krakowski model dzielenia pieniędzy przez dzielnice w porozumieniu z mieszkańcami jest dosyć często (co można znaleźć szperając w Internecie) stawiany za wzór w innych miastach. Szczególnie tam, gdzie rady dzielnic mają głównie kompetencje doradcze i mogą jedynie wnioskować do swoich rad miasta o przyznanie środków na konkretne projekty realizowane w dzielnicy.
Budżet partycypacyjny to pójście krok dalej – projekty przygotowane przez mieszkańców i wybrane przez nich w głosowaniu. Ten pomysł podoba mi się przede wszystkim ze względu na jego walor edukacyjny. Podczas jednego ze spotkań z osobami, które w tym roku prowadziły pilotażowe zebrania z mieszkańcami na temat budżetu obywatelskiego usłyszałem, że dyskusja wbrew pozorom wcale nie była poświęcona kwocie pieniędzy do podziału, ale raczej rozmawiano o tym, jaki jest rzeczywisty wpływ mieszkańców i urzędników na zmienianie dzielnicy. Okazuje się bowiem, że to nie jest tak jak sobie z reguły wyobrażamy – wystarczą pieniądze i w dowolnie wytypowanym przez nas miejscu powstaje np. park czy plac zabaw. Podczas spotkania zebrani dowiedzieli się, że mogą decydować jedynie o terenach należących do miasta, których jest w rzeczywistości znacznie mniej, niż myśleli. Reszta terenów, które chcieli na początku zagospodarować, okazała się prywatna. Dodatkowo budżet partycypacyjny nie tylko pozwala dobrze poznać dzielnicę, ale też jest odzwierciedleniem „dużego” miejskiego budżetu. Na własnej skórze można się bowiem przekonać, że nie wystarczą najlepsze chęci czy intencje. Dobrych pomysłów jest zawsze więcej niż pieniędzy na ich realizację i najczęściej mamy do czynienia z trudnym kompromisem.
O ile nie mam żadnych wątpliwości, że budżet partycypacyjny na poziomie dzielnic jest doskonałym pomysłem, o tyle nie boję się przyznać, że waham się w sprawie budżetu partycypacyjnego na poziomie całego miasta. Dlaczego? Bo na poziomie dzielnic mieszkańcy najlepiej ocenią swoje potrzeby i najszybciej zobaczą efekt swoich starań, bo to w pobliżu ich domów zostanie zrealizowany pomysł, w który się zaangażowali. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazuje się, że nawet w tych miastach, które chwalą się budżetem partycypacyjnym i które są stawiane Krakowowi za wzór, pieniądze są najczęściej dzielone przez mieszkańców wg podziału terytorialnego – dzielnic, czy też okręgów wyborczych. Dzieje się tak ponieważ małe dzielnice skarżyły się, że konkurując z większymi i gęściej zaludnionymi, nie mają szans przebicia się ze swoimi projektami. Nikt mnie nie przekona, że powiedzenie „bliższa koszula ciału” w tym przypadku nie okaże się prawdziwe…
Nie ukrywam więc, że nie bardzo wyobrażam sobie dzielenia budżetu partycypacyjnego w skali miasta. I teraz przyszedł czas na zapowiadane wcześniej pytania związane z budżetem partycypacyjnym dla całego miasta: czy dobry projekt dla całego Krakowa, który miałby być fizycznie realizowany w małej dzielnicy będzie miał szansę uzyskać głosy poparcia krakowian mieszkających na drugim końcu miasta i walczących o głosy dla swojego – niekoniecznie tak wartościowego - projektu? Kolejne pytanie: jakie szanse na wypromowanie swojego, choćby najlepszego projektu, będzie miała nikomu nieznana mała grupa mieszkańców, gdy konkurentami do zagospodarowania pieniędzy będzie zorganizowana już znacznie wcześniej grupa ludzi, aktywna na portalach społecznościach, lobbująca w mieście za korzystnymi dla tej grupy rozwiązaniami, udzielająca się w mediach i przez media promowana?
Mam nadzieję, że w przyszłym roku wszystkie krakowskie dzielnice, korzystając z doświadczeń tych czterech, które już w tym roku zdecydowały się na pilotażowe wprowadzenie budżetów partycypacyjnych, zorganizują u siebie spotkania z mieszkańcami, będą zachęcać ich do zaangażowanie się w przygotowywanie projektów. Ze swej strony mogę obiecać, że takie dzielnice będę się starał wspierać. Obiecałem kilka miesięcy temu, że te dzielnice, których mieszkańcy wspólnie wybrali zadania do realizacji zostaną dofinansowane i tak też się stało. Nie podoba mi się natomiast, że do spraw budżetu obywatelskiego już wdarła się polityka. Gdy uzgadnialiśmy z radnymi poprawki do budżetu i zgodziliśmy się wspólnie, że w poprawce należy wydzielić kwotę budżetu partycypacyjnego, jedna z radnych skomentowała – Wydarliśmy część władzy. Pomijając już wątpliwej jakości retorykę tej wypowiedzi, chcę przypomnieć, że budżet partycypacyjny, to nie są jakieś dodatkowe pieniądze wydzierane komuś. Powiedzmy to jasno i wyraźnie - to nic więcej jak inny sposób dzielenia pieniędzy, tych samych i w tej samej wielkości co do tej pory – pieniędzy z budżetu miasta. Tyle, że nie robią tego przedstawiciele mieszkańców wybrani przez nich w wyborach, a sami krakowianie. Musimy więc zorganizować to w taki sposób, by zaangażowanie mieszkańców przynosiło jak najlepsze efekty. Dlatego trzeba już w tej chwili postawić kilka ważnych pytań, by za rok spokojnie móc powiedzieć „sprawdzam”.