piątek, 26 listopada 2010

Jednowładztwo?

Już wszystko jasne! Wiemy, kto przez najbliższe cztery lata będzie podejmował najważniejsze dla miasta decyzje, siedząc w fotelach na Sali Obrad Rady Miasta Krakowa. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Ster rządów w radzie będą dzierżyć radni Platformy Obywatelskiej. Chcę wierzyć, że zdecydowana większość z nich, będzie się potrafiła wznieść ponad partyjne kłótnie i pracować dla dobra Krakowa, bo bycie radnym to wielka odpowiedzialność. Chcę w to wierzyć, ale dotychczasowe obserwacje nie napawają mnie optymizmem.

Łatwiej bowiem napisać, że z dala od polityki buduje się mosty, drogi i boiska, niż w praktyce to wykonać. Wbrew zapowiedziom, przed samymi wyborami byliśmy świadkami tego, że pokusa upartyjnienia samorządu zwyciężyła. Do Krakowa nagle zaczęły zjeżdżać pielgrzymki z Warszawy, by wyrazić swoje poparcie dla partyjnego kandydata na urząd Prezydenta Miasta Krakowa. Przyjechał sam premier Donald Tusk, by stawiać innym gminom za wzór zarządzanie Niepołomicami i – jak rozumiem - przekonać nas, że Kraków pod rządami wybranego przez Platformę Obywatelską kandydata niechybnie stanie się drugimi Niepołomicami.

Pozwólcie Państwo, że przed drugą turą wyborów Prezydenta Miasta Krakowa zabawię się w proroka. Za kilka dni (a może nawet już w tej chwili, ponieważ piszę ten felieton kilka dni przed jego publikacją), na krakowskich ulicach pojawią się billboardy i plakaty mojego kontrkandydata w ilościach, o których się Państwu nie śniło. Zastawiają się Państwo dlaczego ryzykuję taką zapowiedź? To bardzo proste. Wbrew pozorom nie mamy ze Stanisławem Kracikiem równych szans. On przygotowuje kampanię za pieniądze Platformy Obywatelskiej, czyli za kwotę praktycznie nieograniczoną. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie jest to kampania wyborcza, ale wręcz kampania społeczna, bo finansujemy ją wszyscy. Proszę pamiętać, napotykając rozwieszone w całym mieście plakaty, że wydrukowano je za Państwa pieniądze. Ja, moją kampanię robię wyłącznie za własne oszczędności oraz dzięki wpłatom osób, które uważają, że dobrze sprawuję swój urząd i warto pozwolić ma na dokończenie rozpoczętych przeze mnie przedsięwzięć.
I dotykamy właśnie sedna problemu. Popatrzcie Państwo na niego z tej strony – miliony złotych na kampanię płyną z Warszawy, poparcie władz centralnych płynie z Warszawy, wsparcie dla możliwych koalicji partyjnych płynie z Warszawy. Skąd Państwa zdaniem będą płynąć wytyczne do kierowania miastem? Obawiam się, że również z Warszawy?

Radni partyjni po wielokroć do tej pory udowodnili, że nie potrafią zostawić za drzwiami Sali Obrad swoich poglądów politycznych. W głosowaniach kierują się zwykle poleceniami przełożonych z partyjnej centrali. Tam, podczas posiedzeń partyjnych gremiów, zapadają często decyzje, które radni zobowiązani są realizować. Dopóki radny nie będzie postępował zgodnie z własnym sumieniem i interesem miasta, nie będzie nigdy prawdziwej samorządności. Przykłady? Bardzo proszę. Pod koniec ubiegłego roku radni PO podjęli próbę odrzucenia budżetu miasta, bez żadnych poważniejszych argumentów, a tylko po to, by tylko zrobić na złość prezydentowi. Nawet prasa zauważyła, że utrudniając życie urzędującemu prezydentowi, Platforma chce ułatwić start swojemu kandydatowi. Nikt nie martwił się, jakie konsekwencje grożą miastu, gdyby budżet nie został uchwalony. Zagłosowali wbrew interesom miasta, bo tak kazali im postąpić partyjni sekretarze. A takich przykładów mógłbym podać bardzo dużo.

Mam nadzieję, że czasy jedynej partii, która skupiać będzie w swoich rękach całą władzę (rząd, województwo, miasto), mamy już za sobą. Bo dla samorządności nie jest to dobry prognostyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz