środa, 4 września 2013
Zausznik kontra współpracownik
Po lekturze zamieszczonego we wtorkowej Gazecie Krakowskiej artykułu poświęconego stanowisku pełnomocnika dla Anny Okońskiej-Walkowicz, zauważam, że co prawda na razie jeszcze nie ma kandydatów na stanowisko prezydenta Krakowa, ale gazeta już powiela stare wzory z kampanii wyborczej.
Skłania mnie do takich przemyśleń podobieństwo sytuacji. Podczas ubiegłej kampanii, Gazeta Krakowska zamieściła artykuł poświęcony zabłoconemu chodnikowi w pobliżu budowy ronda ofiar Katynia. Ponieważ tekst zamieszczony na jednej z dalszych stron, nie wywołał zamierzonego efektu, kilka dni później opublikowany został bardzo podobny tekst opisujący ten sam problem. Różnica była taka, że awansował już na pierwszą stronę gazety i jak się Państwo domyślają… wywołał prawdziwą sensację i dał możliwość ciskania we mnie gromów.
Teraz jest podobnie. Anna Okońska-Walkowicz została powołana na stanowisko pełnomocnika ponad miesiąc temu, co zauważyła nawet gazeta-bliźniaczka, czyli Dziennik Polski. Nie wywołało to jak widać „odpowiednich” głosów oburzenia, bo dopiero po takim czasie redaktorzy GK zdecydowali się opublikować na pierwszej stronie sensacyjny artykuł „Prezydent wymyślił posadę dla Okońskiej”, przy okazji wypominając mi innych pełnomocników i doradców.
Wyjaśnię więc po raz kolejny sprawę pełnomocników i doradców. Przez ostatnie lata mocno zredukowałem liczbę tych stanowisk. Obecnie mam sześciu pełnomocników, z których jeden jest wymagany ustawą (ds. ochrony informacji niejawnych), dwie inne osoby pracują na stanowiskach dyrektora wydziału i kierownika referatu i za tę pracę otrzymują wynagrodzenie, natomiast funkcję pełnomocnika pełnią nieodpłatnie. Pozostaje więc de facto trzech wynagradzanych pełnomocników.
Podobnie z doradcami. Jest ich trzech. Ks. Andrzej Augustyński pełni swoją funkcję społecznie. Jedna osoba doradza mi w sprawach prawnych, a druga - na niepełnym etacie - w sprawach gospodarki miejskiej.
Na temat rzetelności Gazety Krakowskiej pisałem już wielokrotnie. Może zamiast szczuć Czytelników, wypominając rzekome olbrzymie koszty, jakimi urząd obciąża podatnika zatrudniając pełnomocników, zachciałby Pan redaktor sprawdzić, jak to funkcjonuje w innych miastach. Za trudne? Czas goni? Zwykłe lenistwo, a może jednak pisanie tekstów na zamówienie? Zrobię to za Pana Redaktora.
Z danych, które sprawdzałem rok temu, wynika, że w Warszawie zatrudnionych jest 16 pełnomocników prezydenta. W Łodzi – 10 pełnomocników i 4 doradców. W Gdańsku – 9 pełnomocników plus pełnomocnicy dla poszczególnych dzielnic miasta. W Lublinie - 10 pełnomocników. W Poznaniu – 9 pełnomocników, a w Szczecinie i Katowicach po 7. Nie wyliczam tego, żeby potępić któregokolwiek z prezydentów wymienionych miast, tylko żeby pokazać, że jest to w każdym większym mieście przyjęte rozwiązanie i każdy z prezydentów ma prawo takie osoby powoływać w dziedzinach, w których widzi taką szczególną potrzebę. Praktycznie w 100 proc. zajmują się oni sprawami, którymi zajmują się też tamtejsze wydziały urzędów miast. Wyjątkiem jest może Warszawa, która – jak wyczytałem - zatrudnia pełnomocnika ds. etyki.
„Prezydent mógłby się obejść bez tylu zauszników – mówi Stawowy” - to cytat z artykułu w Gazecie Krakowskiej. Szanowny Panie Radny. Być może osoby pracujące z Panem to Pana zausznicy. Ja mam współpracowników – ludzi, którzy moim zdaniem sumiennie i kompetentnie wypełniają swoje zadania. Sprawa druga – prawem każdego prezydenta miasta jest dobieranie sobie osób, którym ufa i z którymi chce pracować, bo to on – a nie dziennikarz do spółki z radnym - jest odpowiedzialny za efekty ich pracy i z tych efektów jest rozliczany.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz