Wbrew obiegowym informacjom dług komunalny przypadający na jednego mieszkańca nie jest w Krakowie najwyższy. Jest to kwota per capita 2 645 zł. Dla porównania w Warszawie na jednego mieszkańca dług wynosi 3 493 zł, we Wrocławiu 3 553, zaś w Poznaniu 3 658. Nie przytaczam tych danych aby udowadniać tezę, że Kraków jest bardziej gospodarny, niż Wrocław czy Poznań. Dług jest bowiem tylko i wyłącznie instrumentem rozwoju gmin, nie zaś miernikiem zaradności czy jej braku. Pożyczki prorozwojowe są zresztą elementem gminnej polityki tak starym jak stary jest samorząd. Mało tego, gdyby historyczni prezydenci Krakowa nie korzystali z kredytów inwestycyjnych Kraków byłby dzisiaj prowincjonalnym miasteczkiem a nie tętniącą życiem aglomeracją.
Józef Dietl obejmując urząd prezydenta Krakowa w 1866 r. podjął się zadania wydźwignięcia Krakowa z zapaści, która była konsekwencją osiemnastowiecznych wojen, grabieży pruskiej, działalności austriackiego zaborcy. Możemy mu przypisać wiele zasług - w tym oczyszczenie koryta Starej Wisły, rozwój UJ, powstanie szkoły przemysłowej, przejęcie oświaty w zarząd miasta, powstanie Szkoły Sztuk Pięknych, utworzenie miejskiej straży ogniowej, uporządkowanie Plant, starych murów i baszt obronnych. Wówczas był to niewyobrażalny wysiłek dla miejskich finansów. I mógł zostać zrealizowany jedynie za pomocą pożyczki, która została zaciągnięta w wysokości 1,5 mln koron.
Kraków miał to szczęście, iż kolejni prezydenci nie negowali dorobku poprzedników, lecz starali się kontynuować rozpoczęte dzieło. I tak np. nasze miasto za rządów Feliksa Szlachtowskiego zaciągnęło w 1886 r. dług na inwestycje związane z rozwojem zakładu gazowego i wybudowaniem teatru miejskiego, którego lokalizacja zresztą wywołała wielką obrazę w sercu Jana Matejki. Tym teatrem wzniesionym za pożyczkę jest znany wszystkim Teatr im. Juliusza Słowackiego, bez którego dziś trudno sobie wyobrazić kulturalny Kraków. Prezydent Szlachtowski jednak spotkał się z niewybrednymi zarzutami ze strony radnych miejskich o nadmierne zadłużenie Krakowa. Na nic zdały się tłumaczenia prezydenta, iż majątek gminy w ciągu 20 lat wzrósł trzykrotnie, tak jak i dziś nie wszyscy chcą przyjąć do wiadomości, iż budżet naszego miasta od 2002 r został podwojony. Na szczęście prezydent Szlachtowski nie ulegał presji malkontentów i podczas swojej drugiej kadencji zaciągnął kolejną dużą pożyczkę na budowę mostów na Rudawie i szkół. Ostatecznie nie zniósł niesprawiedliwej krytyki i złożył prezydenturę Krakowa. Historia jednak pokazała kto miał rację.
Mało kto pamięta, iż rozwój dokonany z prezydentury Juliusza Leo to konsekwencja przygotowań poczynionych przez jego poprzednika - Józefa Friedleina. Wówczas to zaplanowano, iż zostanie zaciągnięta pożyczka w wysokości 7 mln złotych koron. I znów te pieniądze poszły na rzeczy najistotniejsze z punktu widzenia potrzeb mieszkańców tj. rozbudowę wodociągów, brukowanie ulic, budowa kanałów, szkół itd.. Prezydent Leo uznał jednak, iż taki plan jest niewystarczający. Stąd też doprowadził do skonwertowania długu i zaciągnięcia nowego w wysokości 23 mln koron. Wychodzono bowiem z założenia, iż „zły stan finansowy mija, zaś budynki i poczynione inwestycje pozostają”. Kraków uzyskał swoja wielkość i stał się miastem na miarę Europy dzięki niebagatelnym kredytom.
W okresie międzywojennym władze Krakowa również nie stroniły od zadłużania miasta, co miało gwarantować jego rozwój. Znamienny jest tutaj „Program Inwestycyjny Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa na lata 1937/38-1943/44”, którego realizację przerwała II Wojna Światowa. Prezydent Mieczysław Kaplicki we wstępie do tego dokumentu nie postawiał złudzeń, iż postęp cywilizacyjny może zostać osiągnięty przez nasze miasto „pod warunkiem zaciągnięcia długoterminowej, niskoprocentowej wielkiej pożyczki” . Tak też się stało.
Możemy sobie wyobrazić Kraków bez pożyczek, ale w tej wizji będzie to Kraków bez estakad, ronda Ofiar Katynia, bez tramwaju na Ruczaj, z zakorkowanym Rondem Mogliskim, itd….Ale czy na taki Kraków wystarczy nam wyobraźni?
Józef Dietl obejmując urząd prezydenta Krakowa w 1866 r. podjął się zadania wydźwignięcia Krakowa z zapaści, która była konsekwencją osiemnastowiecznych wojen, grabieży pruskiej, działalności austriackiego zaborcy. Możemy mu przypisać wiele zasług - w tym oczyszczenie koryta Starej Wisły, rozwój UJ, powstanie szkoły przemysłowej, przejęcie oświaty w zarząd miasta, powstanie Szkoły Sztuk Pięknych, utworzenie miejskiej straży ogniowej, uporządkowanie Plant, starych murów i baszt obronnych. Wówczas był to niewyobrażalny wysiłek dla miejskich finansów. I mógł zostać zrealizowany jedynie za pomocą pożyczki, która została zaciągnięta w wysokości 1,5 mln koron.
Kraków miał to szczęście, iż kolejni prezydenci nie negowali dorobku poprzedników, lecz starali się kontynuować rozpoczęte dzieło. I tak np. nasze miasto za rządów Feliksa Szlachtowskiego zaciągnęło w 1886 r. dług na inwestycje związane z rozwojem zakładu gazowego i wybudowaniem teatru miejskiego, którego lokalizacja zresztą wywołała wielką obrazę w sercu Jana Matejki. Tym teatrem wzniesionym za pożyczkę jest znany wszystkim Teatr im. Juliusza Słowackiego, bez którego dziś trudno sobie wyobrazić kulturalny Kraków. Prezydent Szlachtowski jednak spotkał się z niewybrednymi zarzutami ze strony radnych miejskich o nadmierne zadłużenie Krakowa. Na nic zdały się tłumaczenia prezydenta, iż majątek gminy w ciągu 20 lat wzrósł trzykrotnie, tak jak i dziś nie wszyscy chcą przyjąć do wiadomości, iż budżet naszego miasta od 2002 r został podwojony. Na szczęście prezydent Szlachtowski nie ulegał presji malkontentów i podczas swojej drugiej kadencji zaciągnął kolejną dużą pożyczkę na budowę mostów na Rudawie i szkół. Ostatecznie nie zniósł niesprawiedliwej krytyki i złożył prezydenturę Krakowa. Historia jednak pokazała kto miał rację.
Mało kto pamięta, iż rozwój dokonany z prezydentury Juliusza Leo to konsekwencja przygotowań poczynionych przez jego poprzednika - Józefa Friedleina. Wówczas to zaplanowano, iż zostanie zaciągnięta pożyczka w wysokości 7 mln złotych koron. I znów te pieniądze poszły na rzeczy najistotniejsze z punktu widzenia potrzeb mieszkańców tj. rozbudowę wodociągów, brukowanie ulic, budowa kanałów, szkół itd.. Prezydent Leo uznał jednak, iż taki plan jest niewystarczający. Stąd też doprowadził do skonwertowania długu i zaciągnięcia nowego w wysokości 23 mln koron. Wychodzono bowiem z założenia, iż „zły stan finansowy mija, zaś budynki i poczynione inwestycje pozostają”. Kraków uzyskał swoja wielkość i stał się miastem na miarę Europy dzięki niebagatelnym kredytom.
W okresie międzywojennym władze Krakowa również nie stroniły od zadłużania miasta, co miało gwarantować jego rozwój. Znamienny jest tutaj „Program Inwestycyjny Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa na lata 1937/38-1943/44”, którego realizację przerwała II Wojna Światowa. Prezydent Mieczysław Kaplicki we wstępie do tego dokumentu nie postawiał złudzeń, iż postęp cywilizacyjny może zostać osiągnięty przez nasze miasto „pod warunkiem zaciągnięcia długoterminowej, niskoprocentowej wielkiej pożyczki” . Tak też się stało.
Możemy sobie wyobrazić Kraków bez pożyczek, ale w tej wizji będzie to Kraków bez estakad, ronda Ofiar Katynia, bez tramwaju na Ruczaj, z zakorkowanym Rondem Mogliskim, itd….Ale czy na taki Kraków wystarczy nam wyobraźni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz