Czasami warto spojrzeć na samorząd z perspektywy historycznej. Tej perspektywy, która pozwala uchwycić pewien kontekst ciągłości i analogii. Bynajmniej nie w tym wygodnym celu, aby usprawiedliwić współczesność, ale raczej aby wyciągnąć pożyteczne wnioski.
Nie trudno zauważyć, iż kondycja samorządów lokalnych w III RP jest słaba. Kłopoty z płynnością finansową znaczącej liczby gmin, ograniczanie przez władzę centralną elastyczności finansowej, która tworzy bariery w racjonalnej obsłudze zadłużenia miast, obciążanie i spychanie na społeczności lokalne coraz to nowych zadań bez wystarczających środków – to zjawiska, które są już nie tylko w ujęciu akademickim dostatecznie rozpoznanie, ale stają się częścią publicystycznej świadomości. To napięcie pomiędzy samorządem a rządem na tle wydolności lokalnych budżetów jest realnym problemem.
To samo realne napięcie towarzyszyło państwowości polskiej okresu międzywojnia. Nie przesądzając czy jest to spór na trwale wpisany w charakter państwa unitarnego czy też urasta on aż do rangi dialektycznej. Wydaje się natomiast, że jest to analogia, w której wyraża się pewna dysfunkcja zarówno Drugiej, jak i Trzeciej Rzeczpospolitej, z tą wszak istotną różnicą, że minione elity potrafiły wprowadzić program naprawczy, który przywrócił solidne podstawy funkcjonowania przedwojennych gmin oraz powiatów.
Pierwsza połowa lat 30 ubiegłego wieku to zapaść budżetowa polskiego samorządu. Kłopoty ze spłatami tzw. pożyczek ulanowskich, ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, który także pogrążył Polskę zmusiły ówczesnych włodarzy gmin i powiatów do zaciągania krótkoterminowych pożyczek bankowych i wekslowych. Tak jak i dziś te pożyczki nie były wyrazem niezdefiniowanej fanaberii czy też rozrzutności lokalnych społeczności. Za te pieniądze budowano drogi, kanalizację, szkoły, obiekty użyteczności kulturalnej. Tak jak i dziś kredyty te ogrywały rolę cywilizacyjnego koła zamachowego. Od 1930 roku zdecydowana większość jednostek samorządu terytorialnego wykazywała deficyt w budżetach zwyczajnych. Ten stan rzeczy był skutkiem raptownego spadku dochodów, przy względnej sztywności wydatków. Coraz silniej odczuwano też konsekwencje polityki rządowej: odbieranie przez rząd niektórych źródeł dochodów samorządowych, odebranie prawa samodzielnej egzekucji podatków oraz nakładanie coraz to nowych obowiązków bez finansowania. Brzmi to znajomo? Niestety tak. Również dobrze moglibyśmy tymi słowami opisać obecną sytuację jednostek samorządu terytorialnego.
Według danych Związku Miast Polskich w wyniku różnego rodzaju zmian legislacyjnych w latach 2006-2012 samorządy utraciły 8 mld zł. Do tego dochodzi obciążenie powiatów i województw długami za szpitale, które powstały w wyniku niewydolności sytemu opieki zdrowotnej Sytuacje komplikuje niewystarczające środki jakie otrzymują samorządy na oświatę z budżetu państwa. Temu towarzyszy polityka zbijania rządowego deficytu budżetowego kosztem ograniczania swobody ekonomicznej gmin, co nawet Narodowy Bank Polski w opinii do ustawy budżetowej na rok 2012 uznał za nierealne i niebezpieczne. Można by uznać, iż samorządność w II i II RP podążają tą samą drogą. Ale i tutaj następuje rozdroże, które świadczy o mądrości przedwojennych państwowców. Od 1932 roku następuje proces naprawy finansów samorządowych. W sytuacji rzeczywistej niewypłacalności sektora samorządowego zdecydowano o podjęciu programu oddłużeniowego. W styczniu 1932 roku powstaje Komisja Uzdrowienia Gospodarki Komunalnej. Wśród oddłużonych jednostek samorządu terytorialnego znalazło się 461 miast (w tym 51 wydzielonych z powiatów), 165 powiatów, 301 gmin wiejskich. W sierpnia 1938 roku została uchwalona ustawa o poprawie finansów związków samorządu terytorialnego i o zmianie ustawy o tymczasowym uregulowaniu finansów komunalnych. W konsekwencji Skarb Państwa przejmował na siebie część zobowiązań samorządów.
Teraz nikt nie wymaga od rządu tak radykalnych kroków. Nikt nie oczekuje akcji oddłużeniowej. Samorządy dadzą sobie radę pod warunkiem, iż władze centralne zmienią swoją dotychczasową politykę.
Nie trudno zauważyć, iż kondycja samorządów lokalnych w III RP jest słaba. Kłopoty z płynnością finansową znaczącej liczby gmin, ograniczanie przez władzę centralną elastyczności finansowej, która tworzy bariery w racjonalnej obsłudze zadłużenia miast, obciążanie i spychanie na społeczności lokalne coraz to nowych zadań bez wystarczających środków – to zjawiska, które są już nie tylko w ujęciu akademickim dostatecznie rozpoznanie, ale stają się częścią publicystycznej świadomości. To napięcie pomiędzy samorządem a rządem na tle wydolności lokalnych budżetów jest realnym problemem.
To samo realne napięcie towarzyszyło państwowości polskiej okresu międzywojnia. Nie przesądzając czy jest to spór na trwale wpisany w charakter państwa unitarnego czy też urasta on aż do rangi dialektycznej. Wydaje się natomiast, że jest to analogia, w której wyraża się pewna dysfunkcja zarówno Drugiej, jak i Trzeciej Rzeczpospolitej, z tą wszak istotną różnicą, że minione elity potrafiły wprowadzić program naprawczy, który przywrócił solidne podstawy funkcjonowania przedwojennych gmin oraz powiatów.
Pierwsza połowa lat 30 ubiegłego wieku to zapaść budżetowa polskiego samorządu. Kłopoty ze spłatami tzw. pożyczek ulanowskich, ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, który także pogrążył Polskę zmusiły ówczesnych włodarzy gmin i powiatów do zaciągania krótkoterminowych pożyczek bankowych i wekslowych. Tak jak i dziś te pożyczki nie były wyrazem niezdefiniowanej fanaberii czy też rozrzutności lokalnych społeczności. Za te pieniądze budowano drogi, kanalizację, szkoły, obiekty użyteczności kulturalnej. Tak jak i dziś kredyty te ogrywały rolę cywilizacyjnego koła zamachowego. Od 1930 roku zdecydowana większość jednostek samorządu terytorialnego wykazywała deficyt w budżetach zwyczajnych. Ten stan rzeczy był skutkiem raptownego spadku dochodów, przy względnej sztywności wydatków. Coraz silniej odczuwano też konsekwencje polityki rządowej: odbieranie przez rząd niektórych źródeł dochodów samorządowych, odebranie prawa samodzielnej egzekucji podatków oraz nakładanie coraz to nowych obowiązków bez finansowania. Brzmi to znajomo? Niestety tak. Również dobrze moglibyśmy tymi słowami opisać obecną sytuację jednostek samorządu terytorialnego.
Według danych Związku Miast Polskich w wyniku różnego rodzaju zmian legislacyjnych w latach 2006-2012 samorządy utraciły 8 mld zł. Do tego dochodzi obciążenie powiatów i województw długami za szpitale, które powstały w wyniku niewydolności sytemu opieki zdrowotnej Sytuacje komplikuje niewystarczające środki jakie otrzymują samorządy na oświatę z budżetu państwa. Temu towarzyszy polityka zbijania rządowego deficytu budżetowego kosztem ograniczania swobody ekonomicznej gmin, co nawet Narodowy Bank Polski w opinii do ustawy budżetowej na rok 2012 uznał za nierealne i niebezpieczne. Można by uznać, iż samorządność w II i II RP podążają tą samą drogą. Ale i tutaj następuje rozdroże, które świadczy o mądrości przedwojennych państwowców. Od 1932 roku następuje proces naprawy finansów samorządowych. W sytuacji rzeczywistej niewypłacalności sektora samorządowego zdecydowano o podjęciu programu oddłużeniowego. W styczniu 1932 roku powstaje Komisja Uzdrowienia Gospodarki Komunalnej. Wśród oddłużonych jednostek samorządu terytorialnego znalazło się 461 miast (w tym 51 wydzielonych z powiatów), 165 powiatów, 301 gmin wiejskich. W sierpnia 1938 roku została uchwalona ustawa o poprawie finansów związków samorządu terytorialnego i o zmianie ustawy o tymczasowym uregulowaniu finansów komunalnych. W konsekwencji Skarb Państwa przejmował na siebie część zobowiązań samorządów.
Teraz nikt nie wymaga od rządu tak radykalnych kroków. Nikt nie oczekuje akcji oddłużeniowej. Samorządy dadzą sobie radę pod warunkiem, iż władze centralne zmienią swoją dotychczasową politykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz