czwartek, 5 sierpnia 2010

Żurawie nad Zabłociem

Pamiętają Państwo mur rzeźni, wzdłuż którego jeździło się brzegiem Wisły w stronę ronda Grzegórzeckiego? Posępny, odrapany, wręcz depresyjny. Na szczęście odszedł w niepamięć - tam, gdzie miejsce dla siebie znalazł również cały układ architektoniczny tego zakątka Krakowa. O czym zapomnimy wkrótce? Może o Zabłociu, które zmienia się z miesiąca na miesiąc.

Mój doktorant, który mieszka przy ul. Saskiej opowiadał mi, że kiedy przyjechał na plac – jeszcze nawet nie budowy – gdzie miał powstać blok z jego mieszkaniem, przeraził się. Puste pola, ogródki działkowe, w oddali jedna ulica. Zastanawiał się, czy aby na pewno robi dobrze decydując się na kredyt i kupno mieszkania w tym miejscu. Teraz już tak nie narzeka na lokalizację. Owszem, mówi mi, że czasem przekraczając remontowaną ulicę Nowohucką, niezbyt miło myśli o tej inwestycji, ale zaraz zdaje sobie sprawę, że nikt nie robi mu tego na złość, że trzeba zacisnąć zęby żeby za jakiś czas było lepiej. I żartem dodaje, że gdyby wiedział 10 lat temu, że będzie nowa linia tramwajowa na Golikówkę, szukałby mieszkania przy ul. Lipskiej, choćby teraz miał dłużej stać w korku.

Okolica ta zmienia się bowiem nie do poznania. Zabłocie, będące do niedawna konglomeratem poprzemysłowych hal i placów magazynowych odzyskuje należny mu kształt – miejsca położonego w bezpośredniej bliskości centrum miasta.

Zaczęło się od filmu „Fabryka Schindlera”. To po nim na Zabłocie ruszyli turyści by zobaczyć budynki, w których pracowali Żydzi uratowani przed zagładą. Nie ma co ukrywać - przerażał ich widok podupadłej dzielnicy przemysłowej w środku miasta. Zostało więc Zabłocie objęte Lokalnym Programem Rewitalizacji. Celem rewitalizacji jest wyprowadzenie danego obszaru ze stanu kryzysowego poprzez usunięcie zjawisk, które spowodowały jego degradację.

I tak się dzieje. Ulokowanie w tej poprzemysłowej i mocno zaniedbanej okolicy powstającego Muzeum Sztuki Współczesnej, niedawne uruchomienie muzeum Fabryka Schindlera – to pierwsze, aczkolwiek bardzo poważne jaskółki, które ożywiają tę dzielnicę. Żeby nie być gołosłownym – niedawno w pobliżu oddany do użytku został nowoczesny obiekt biurowy o ciekawych kształtach, powstał nowy kompleks budynków mieszkalnych, na potrzeby mieszkaniowe zaadoptowany został dawny młyn, w którym powstały modne lofty. A są już zapowiedzi powstania kolejnych inwestycji mieszkaniowych na tym terenie. Mówi się również głośno o propozycji wybudowania w tej dzielnicy przez samorząd województwa nowego gmachu filharmonii. Dlaczego nie? Dobra komunikacja tej części miasta (potwierdzona pierwszą linią szybkiego tramwaju przez pl. Bohaterów Getta w stronę Kurdwanowa), daje wielkie możliwości dla rozwoju. Okazuje się więc, że miejska ingerencja w – zdawałoby się – zrujnowane i stracone dla mieszkańców tereny poindustrialne, daje efekty.

A to nie koniec inwestycji w tym rejonie. Choć podnoszą się głosy krytyki na temat świeżo postawionej kładki „Bernatki” łączącej Kazimierz z Podgórzem (a czemu tak blisko mostu, a czemu tylko pieszo-rowerowa, a w ogóle – czy nie ma pilniejszych wydatków?), nie poprzestaniemy na niej. Powstanie również kładka, która połączy dwa brzegi Wisły na wysokości Zabłocia. Bo każda z tych kładek – zarówno „Bernatka”, jak i ta na Zabłocie – przyczyni się do ożywienia terenu, na których powstała.

Ciekawe, czy gdyby mój doktorant nie mieszkał już na Saskiej, zdecydowałby się na poszukiwanie lokum na Zabłociu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz