piątek, 13 sierpnia 2010

W jednym zgodni

W poprzednim felietonie rozwiewałem mity na temat stadionu „Wisły”. Pozostańmy przy tematyce sportowej. W Krakowie mamy przecież nie tylko dwa kluby z tradycjami – „Wisłę” i „Cracovię”, ale też „Hutnik”, którego losy właśnie się ważą.

W ubiegłym tygodniu zaprosiłem do siebie przedstawicieli organizacji zainteresowanych przyszłością KS „Hutnik Kraków” i obiektów sportowych na Suchych Stawach. Było to już kolejne spotkanie poświęcone klubowi i z żalem muszę napisać, że po raz kolejny nie udało się pogodzić zwaśnionych stron.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji „Hutnika”. Sportowa Spółka Akcyjna Hutnik Kraków jest w likwidacji. Podobnie jak „Wisła” jest spółką prywatną. I jako taka odpowiada, również finansowo, za swoje działania. A one doprowadziły do tego, że pieniędzy zabrakło na wszystko: działalność sportową, wypłaty dla zawodników i utrzymanie obiektu w należytym stanie. Nie ma też sponsora, który uregulowałby długi i umożliwił grę drużyny w III lidze. Kto spłaci długi? O tym zadecyduje sąd w postępowaniu likwidacyjnym. Trudno wymagać, by miasto za pieniądze podatników spłacało zobowiązania prywatnej spółki.

Po drugiej stronie mamy Stowarzyszenie „Hutnik2010”, które chce stworzyć drużynę i rozpocząć grę od możliwie najwyższej klasy. Nie może jednak dojść do porozumienia ze Stowarzyszeniem HKS „Hutnik Kraków”, w kwestii, które ze stowarzyszeń przejmie odpowiedzialność za drużynę seniorską. Nie rozstrzyga tego także Małopolski Związek Piłki Nożnej, który nie faworyzuje żadnego stowarzyszenia i na moją prośbę zobowiązał się, że do ostatniej chwili przed rozpoczęciem rozgrywek będzie czekał na dopełnienie formalności, by umożliwić grę drużynie „Hutnika”. Gorąco namawiam wszystkie zainteresowane podmioty, by zamiast konkurować ze sobą, poszukały porozumienia i połączyły wysiłki, by drużyna mogła grać w III lidze.

Miasto ze swej strony do tej pory robiło i robi wszystko, by nie zaprzepaścić tradycji 60-letniego klubu sportowego z Nowej Huty. W ostatnich latach zainwestowało w obiekty sportowe na Suchych Stawach duże środki, dzięki czemu stadion otrzymał licencję PZPN. Teraz z miejskiego budżetu te obiekty są utrzymywane, a powinny przecież przynosić dochód i miastu, i dzierżawcy. Dlatego musimy mieć na Suchych Stawach partnera, który zagwarantuje należyte wykorzystanie obiektów sportowych. Są one przecież własnością wszystkich mieszkańców Krakowa.

O ile samo spotkanie po raz kolejny mnie rozczarowało i nie jestem w stanie zrozumieć złośliwości, które kierują do siebie wzajemnie „konkurujące” podobno Stowarzyszenia, o tyle jeden z efektów spotkania bardzo mnie ucieszył. Od zawsze leżała mi na sercu sprawa szkolenia uzdolnionej młodzieży. Właśnie dlatego problem Hutnika to dla mnie osobiście nie tylko sprawa kilkunastu meczów drużyny seniorów , ale też przede wszystkim zapewnienie możliwości treningów juniorom, a także dzieciom i młodzieży, które właśnie na Suchych Stawach być może zaczynają swoją przyszłą sportową karierę. Dlatego nie mam żadnych wątpliwości, że niezależnie od tego, który z podmiotów będzie w przyszłości dzierżawił stadion na Suchych Stawach, dostęp do niego zawsze będą mieli najmłodsi sportowcy. Jestem gotów wykorzystać wszelkie możliwości prawne miasta, by tak się stało.

Cieszę się, że moje zdanie podzielili wszyscy zaangażowani w rozwiązanie problemu nowohuckiego klubu.

PS. Gdy powstawał ten tekst, nie znaliśmy jeszcze decyzji Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. Dziś już wiemy, że drużyna Nowego Hutnika 2010 otrzymała pozwolenie na grę w IV lidze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz