piątek, 11 czerwca 2010

Porządki po powodzi

Druga fala powodziowa obeszła się z Krakowem w sposób nadzwyczaj łaskawy. Poziom wody w Wiśle podniósł się tylko o 77 centymetrów ponad stan alarmowy. Na terenie miasta obowiązywał jednak alarm przeciwpowodziowy, a wszystkie miejskie służby czuwały w stanie gotowości. Zagrożenie minęło stosunkowo szybko. Trudno w to uwierzyć dzisiaj patrząc za okno – wreszcie upał, słońce i pogoda odpowiednia dla tej pory roku.

Z tego samego powodu trudno nam wyobrazić sobie to, co dzieje się w tej chwili w innych rejonach Polski, które zalewane są przez falę powodziową. Z takim samym zaskoczeniem na Kraków patrzyła reszta kraju, kiedy w maju zmagaliśmy się z pierwszą falą powodziową. Nikt nas nie uprzedzał, nie mieliśmy informacji o zbliżającym się żywiole. Niecały miesiąc temu staliśmy przy zamkniętym moście Dębnickim i z niepokojem patrzyliśmy, czy wytrzyma napór wody. W to również trudno już uwierzyć.

I od mostu Grunwaldzkiego zacznijmy. Do tej pory zadziwia mnie niefrasobliwość właścicieli barek zacumowanych w zakolu Wisły. Otrzymali oni ostrzeżenie o podnoszącym się poziomie wody i zgodnie z podpisanymi umowami powinni je odholować. Dlaczego było to takie ważne? Na pewno słyszeli Państwo o zawalonym moście kolejowym na rzece Poprad pod Nowym Sączem. Nie dość, że woda podmywała jego filary, to jeszcze płynące wraz z wezbraną wodą gałęzie i drzewa dopełniły zniszczenia, przewracając przęsła mostu wprost w nurt rozlewiska. Proszę sobie teraz wyobrazić, co by się stało, gdyby zerwała się choćby jedna barka. Wiele ton żelastwa napierałoby na most Dębnicki, pchane bez przerwy przez rwącą wodę. Jak skończyłoby się to dla konstrukcji? Strach pomyśleć. Dlatego poleciłem Zarządowi Infrastruktury Sportowej, który w imieniu gminy podpisywał z właścicielami umowy o cumowaniu barek przy nabrzeżu, by zrealizował zapisy porozumienia. A mówią one wyraźnie – w razie nieodholowania barek na czas, umowa zostaje wypowiedziana. I umowy zostaną zerwane.

Nie sposób też nie zauważyć jak po dwóch falach powodziowych zniszczone są bulwary wiślane. Skarżą się mieszkańcy, że nic się na nich nie robi, że nie sprząta, ani nie naprawia. Rzeczywiście, nie robi się tego, bo po prostu się nie da. Bulwary są tak nasiąknięte wodą, że nie wjedzie na nie żaden sprzęt, którego można byłoby użyć przy porządkowaniu terenu. Specjaliści oceniają, że trzeba jeszcze około miesiąca, by ziemia obeschła na tyle, by można było bulwary urządzać od nowa. Oczywiście, jeśli nie będzie kolejnej powodzi. Przy okazji chcę poinformować Państwa, że pojawiły się nowe koncepcje sposobu zagospodarowania nadbrzeża Wisły, więc proszę o trochę cierpliwości – bulwary zostaną doprowadzone do porządku.

Porządek musimy też wprowadzić wokół wałów wiślanych. Na samych wałach nie możemy nic zrobić, bo nie leży to w kompetencjach gminy. Musimy natomiast uniknąć sytuacji, w których do wałów nie da się dojechać! Umocowany prawnie, jako starosta powiatu grodzkiego, przygotowuję zarządzenie, na mocy którego oczyszczony zostanie trzymetrowy pas ziemi znajdujący się po zewnętrznej stronie wałów. Będą musiały zostać usunięte drzewa i inne przeszkody utrudniające dostęp do obwałowań.

Sporo problemów sprawiają również cieki wodne znajdujące się na terenie miasta – Serafa czy potok Pychowicki. Znów mamy to samo zmartwienie, co w przypadku wałów – należą one do skarbu państwa i nie mogą stanowić pola dla inwestycji ze strony gminy. Co jednak zrobić, gdy prace przy nich nie są prowadzone, a w efekcie większych opadów podlewają nasze miasto? Musimy brać na siebie pewne koszty związane z ich zabezpieczaniem. Miasto już wydało sporo pieniędzy na opracowanie dokumentacji dotyczącej regulacji biegu obydwu cieków i budowy zbiorników retencyjnych dla nich. Mamy nadzieję, że teraz, kiedy jeszcze na świeżo mamy w pamięci skutki powodzi, uda się z samorządu województwa uzyskać pieniądze na te inwestycje.

Jak bumerang wraca natomiast sprawa budowania się na terenach zalewowych. Pamiętajmy o tym, że jeśli urzędnicy informują nas przy wydawaniu decyzji WZiZT o tym, iż jest to teren zalewowy lub osuwiskowy – to mają ku temu podstawy. I nie zasłaniajmy się tym, że na terenie, na którym chcemy stawiać dom, nikt, nawet najstarszy członek rodziny, nie pamięta żadnej klęski żywiołowej. Każdy, kto buduje w takim miejscu dom – bierze na siebie wielką odpowiedzialność.

Na koniec jeszcze dobra informacja. Zaproponowałem radnym przyjęcie uchwały, która zwolni z podatku od nieruchomości i podatku rolnego osoby fizyczne i przedsiębiorców, którzy ucierpieli w wyniku powodzi.

Życzę jednak sobie i Państwu, abym nigdy w więcej w przyszłości nie musiał podobnych projektów przygotowywać. Mam nadzieję, że trzeciej fali nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz