piątek, 18 czerwca 2010

Fotoplastykon pamięci

Każdy, kto obejrzał „Listę Schindlera”, ma w pamięci postać tytułowego bohatera, niemieckiego przemysłowca, który podczas wojny ratował Żydów, pracowników zakładu produkującego naczynia emaliowane. Dowodem tej pamięci stały się wycieczki, które od momentu premiery obrazu pojawiały się na ul. Lipowej – by na własne oczy zobaczyć „fabrykę Schindlera”. A przecież nie tylko Oskar Schindler pomagał Żydom w czasie okupacji.

W czasach kultury obrazu, kiedy wiedzę czerpie się z filmów, zdjęć i komiksów, trudno jest walczyć ze stereotypami. Tymczasem hollywoodzkie produkcje skutecznie potrafią je tworzyć, powielać i utrwalać. Proszę jednak nie myśleć, że jestem przeciwnikiem dzieła, o którym wspomniałem na wstępie. Zwracam tylko Państwa uwagę na pewien problem, który legł u podstaw prac koncepcyjnych nad powstającym na Zabłociu oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Krakowa: wojenne losy naszego miasta, to nie tylko „Emalia” i członek NSDAP, który ocalił ponad tysiąc ludzkich istnień. To również setki bezimiennych krakowian, którzy w okrutnym czasie II wojny światowej ratowali innych za cenę własnego bezpieczeństwa, a nawet życia.

Lato 1939 roku, to ostatni moment, kiedy jedna czwarta ludności naszego miasta współistniała z resztą jego mieszkańców. Lata 1939-45, to okres, kiedy istniały obok siebie trzy Krakowy: pierwszy - nur für Deutsche, drugi – dla Polaków, którzy przez okupanta mieli zostać zdegradowani do roli niewykształconej siły roboczej, i trzeci, najbardziej tragiczny – zamknięty szczelnie murami getta. Wbrew wyraźnie istniejącym granicom, istniał jednak między nimi kontakt. Były to bowiem nie tylko lata terroru, ale i lata wyborów moralnych. I okazało się, że wśród tego zezwierzęcenia znajdowali się ludzie, którzy zachowywali się tak, jak na ludzi przystało. Dlatego wystawa „Kraków – czas okupacji 1939-1945” uczcić ma nie tylko Oskara Schindlera i jego fabrykę, ale taką właśnie postawę i całą historię, która działa się w tym czasie w naszym mieście. Miejsce – fabryka naczyń emaliowanych i najbardziej znany z jej dziejów epizod, stały się pretekstem dla pokazania tej historii, która kształtuje naszą całą świadomość historyczną. Od początku, od 2005 roku, kiedy miasto kupiło obiekty przy ul. Lipowej, podkreślaliśmy, że właśnie takie muzeum musi w tym miejscu powstać.

Prace nad wystawa trwały ponad trzy lata. Włożono w nią ogrom wysiłku, a zaangażowanie wszystkich biorących udział w jej powstawaniu dało niesamowity efekt. Wszyscy, których opinii wysłuchałem po zwiedzeniu muzeum, podkreślali, że powstało miejsce wyjątkowe. Takie, jakiego w Krakowie jeszcze nie było. Nie dziewiętnastowieczne muzeum z dystansującymi nas gablotami, przegadanymi planszami i filcowymi nakładkami na butach. Powstało miejsce, które poznawać trzeba powoli, miejsce, które olśni i gracza gier komputerowych, i znawcę historii, wreszcie – miejsce, które aż prosi się o kolejną wizytę. Sami autorzy wystawy podkreślają, że podczas tworzenia ekspozycji tworzyli scenografię, która z powodzeniem mogłaby być wykorzystana w teatrze czy filmie. Nowoczesne muzeum, które wykorzystało 44 stanowiska multimedialne, 50 prezentacji i ścieżkę dźwiękową nikogo nie pozostawi obojętnym.

Jest wiele fragmentów ekspozycji, które zostawiają niezatarty ślad w pamięci. Są to ludzie-duchy, czyli gipsowe odlewy Żydów w zaaranżowanym mieszkaniu. Może to być podłoga wyłożona płytkami zdobionymi swastykami. W pamięci pozostaje też mur z nałożonymi na nim zdjęciami mieszkańców getta.

Symbolem staje się również fotoplastykon, który znajduje się w jednej z pierwszych sal muzealnych. Prezentowane są w nim (jak ponad siedemdziesiąt lat temu), zdjęcia z Anschlussu Austrii. I tak jak kolejno przesuwają się przed naszymi oczami sceny z „przyłączenia” przez Hitlera Austrii do III Rzeszy, tak i my wędrujemy przez okupacyjny Kraków. Wystarczy obrót mechanizmu by zmienić obrazek – wystarczy przejść do kolejnego pomieszczenia, by poznać inny fragment wojennej rzeczywistości.

I niestety, nie sposób przy tym nie pamiętać, że fotoplastykon był pierwowzorem filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz