wtorek, 22 czerwca 2010

Nie będzie Myszki Miki

Z wielkim zaciekawieniem przeczytałem artykuły red. Zbigniewa Bartusia nt. powstającego podziemnego muzeum pod Rynkiem Głównym. Niestety, nie mogę zgodzić się z wieloma stwierdzeniami zawartymi w tym serialu publikowanym w ostatnich dniach na łamach „Dziennika Polskiego”. O jednym chcę jednak zapewnić – disneyowskiej Myszki Miki na ekspozycji nie znajdziemy.

Po pierwsze, kompletnie nie rozumiem jaki cel ma przywoływanie w powyższych tekstach plotek sprzed lat sześciu, jakoby pod Rynkiem miał powstać supermarket? Ta pogłoska (stworzona i eksploatowana przez dziennikarzy), szybko została ucięta w momencie, kiedy koncepcją zagospodarowania podziemi zajął się zespół ekspertów pod przewodnictwem prof. Ireneusza Płuski. Powtarzałem już wtedy, że koncepcji sklepów pod płytą nie było, czego dowodem jest właśnie powstająca ekspozycja. Co zatem wnosi powtarzanie plotek do sprawy muzeum, które ma zostać otwarte jesienią?

Nie potrafię też przejść do porządku dziennego nad sprawą budowania konstrukcji tekstu na podstawie nowo tworzonych pogłosek. „Wśród miłośników zabytków krąży sensacyjna plotka” – pisze red. Bartuś o tym, iż nie wiadomo, czy operatorem podziemnej placówki będzie Muzeum Historyczne Miasta Krakowa (MHK). I w tej samej („sensacyjnej”) atmosferze buduje obraz rzekomego konfliktu pomiędzy dyrektorem MHK Michałem Niezabitowskim, a mną. Gdyby Pan Redaktor porozmawiał z dyr. Niezabitowskim, zapewne usłyszałby czy konflikt jest, czy go nie ma. Niestety, najwygodniej było napisać, że z dyr. Niezabitowskim nie udało się skontaktować. I kolejna sensacyjka gotowa – wiadomo: unikając kontaktu, dyrektor uchyla się od odpowiedzi.

W zasadzie nie dziwią mnie już wypowiadane w tekstach zarzuty radnych. Nie po raz pierwszy udowadniają oni, że najlepiej dzielić się opiniami na nośne medialnie tematy, choćby nie posiadało się na dany temat wiedzy. Niejednokrotnie radni mieli możliwość naocznego zapoznania się z postępami prac – skorzystało niewielu. A szkoda, bo wiem, że kilkoro niezdecydowanych po wizycie w podziemiach stało się orędownikami pomysłu.

Nie dziwię się również protestom pani Barbary Kleszczyńskiej. Magistrat ma z nią do czynienia głównie przy okazji jej protestów. Pani Kleszczyńska, właścicielka narożnej kamienicy na Rynku, oprotestowała sam pomysł remontu jego nawierzchni. Miasto musiało się zatem oddzielić od niej, wyznaczając wokół płyty Rynku drogę publiczną – tak, by Rynek przestał sąsiadować z jej parcelą.

Dziwią mnie również zarzuty kierowane pod adresem toruńskiej firmy Trias, która jest wykonawcą koncepcji zagospodarowania podziemi. Stanęła ona do przetargu, spełniła jego warunek, czyli dostosowała swoją koncepcję do założeń opracowanych przez MHK, i wygrała. Sam Pan Redaktor pisze o tym fakcie, więc nie rozumiem skąd wyrażane dalej przekonanie, iż zarzucono wskazówki muzeum historycznego przy realizacji ekspozycji. Projekt powstał właśnie w oparciu o nie.

Z tekstu red. Bartusia wyłania się również obraz tandetnej scenografii jaką do podziemnej ekspozycji zaproponował Trias. Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę Pana Redaktora, iż Trias był jednym z wykonawców stołecznego Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie od rzeczy byłoby zatem zadanie w tym miejscu podobnego pytania o jakość ekspozycji we wspomnianej placówce. Czy red. Bartuś i pozostali krytycy odważyliby się na to?

Nie mogę w tym miejscu także nie wspomnieć o otwartej niedawno wystawie „Kraków – czas okupacji 1939-1945” w fabryce Emalia przy ul. Lipowej. Również nafaszerowana multimediami, składająca się z rekonstrukcji i scenografii przypominającej plan filmowy, spotkała się z bardzo życzliwym przyjęciem. Dlaczego? Bo tę wystawę (stworzoną i administrowaną zresztą przez MHK) można już oglądać. Ekspozycji pod Rynkiem – jeszcze nie. A stosunkowo łatwo jest wypowiadać opinie o czymś, czego osobiście się nie doświadczyło.

Sprawę przecieków szczegółowo wyjaśniła już na łamach „Dziennika Polskiego” dyr. Joanna Niedziałkowska z ZIKiT, który jest inwestorem powstającego muzeum. Powtórzyć musze tylko jedno – pleśń i grzyby pojawiły się po wstrzymaniu prac przez konserwatora zabytków i prokuraturę. Oczywiście z decyzji tych wycofano się, ale z ich efektami musimy zmagać się w tej chwili. Wtedy – przed wyborami samorządowymi – ważne było jednakże przypięcie Jackowi Majchrowskiemu łatki aferzysty. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w przypadku podziemi Rynku historia bardzo lubi się powtarzać.

Chce również zapewnić panią dyrektor Zofię Gołubiew, zmartwioną jakością przyszłej ekspozycji, że Disneyland w tym miejscu nie powstanie. Co prawda podczas prac archeologicznych znaleziono szkielety, których ułożenie świadczyło, że współcześni wierzyli, iż chowają wampiry, jednak szkieletu dużej myszy w czerwonych spodenkach nie znaleziono. Myszki Miki pod płytą Rynku więc nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz