wtorek, 2 lutego 2010

Z pewnym zażenowaniem patrzę na dyskusję, jaka wywiązała się po wybraniu Wrocławia na siedzibę drugiego w Polsce biura Parlamentu Europejskiego. W gazetach na pierwszy plan wybiły się krówki, których dostarczenie (czy też raczej niedostarczenie), miało zadecydować o przegranej Krakowa w głosowaniu. Zaraz potem, jednym tchem wymieniane są telefony prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza do każdego z europarlamentarzystów, co miało przynieść zdecydowany sukces temu miastu. A, że jest to wytłumaczenie całej sytuacji mocno uproszczone, chyba nikogo nie muszę przekazywać.

Dziwi mnie natomiast brak głębszej refleksji nad samą istotą problemu. Po pierwsze – wybór miast odbywał się trochę jak wybór dziewcząt na konkursie piękności. Nie było żadnych kryteriów, które dałoby się zmierzyć, czy zweryfikować. I jak w konkursie piękności, jednemu jurorowi będą podobać się długie włosy, a innemu nienaganny sposób wysławiania kandydatki, tak w głosowaniu za miastami jednemu posłowi przypadła do gustu architektura danego miejsca, a innemu bliskość niemieckiej granicy.

Po drugie – wyboru nie dokonywało międzynarodowe jury złożone z osób, które uważają, że Polska leży gdzieś na Kamczatce. Rękę w tej sprawie podnosili światli – jak mniemam – przedstawiciele naszego narodu, którzy jak większość Polaków mają podstawową wiedzę na temat Krakowa. Co więcej, mając na względzie, iż są oni przedstawicielami naszego kraju w Unii Europejskiej, możemy nawet wymagać od nich znacznie większej wiedzy na temat historii i współczesności naszej ojczyzny. Czy uważają Państwo, że do tychże europosłów należało skierować szczególną akcję promocyjną przedstawiającą miasto i uświadamiającą gdzie leży Kraków i jakie ma walory? Zwracam też uwagę, że gdy Kraków oceniany jest przez międzynarodowe gremia, zawsze zyskuje bardzo wysokie oceny. No właśnie, może na tym polega problem – zagraniczni oceniający kierują się tylko obiektywnymi dokonaniami miasta…

Po raz kolejny okazało się bowiem, że Polska jest krajem, w którym wszystko załatwić można przez telefon. Wystarczy zadzwonić – i już, sprawa została pozytywnie rozpatrzona. Chciałbym jednak przypomnieć wszystkim zwolennikom tej metody, że niektórzy muszą się z takiego postępowania gęsto tłumaczyć. Na przykład przed komisją sejmową.

2 komentarze:

  1. niestety kolejna rzecz przeszła nam koło nosa. szkoda, może dało się zrobić więcej, może nie. wydaje mi się że więcej pretensji należy kierować do naszych europosłów niż do miasta.

    oczywiście Panie Prezydencie nasi wspaniali i światli przedstawiciele są próżni i lubią jak się ich mami pięknymi słówkami, jacy to oni nie są ważni i ile to oni mogą. trochę nie zostało to dostrzeżone.

    trzeba przyznać że w Polsce wytworzyła się "moda na Dudkiewicza" jest postrzegany jako jedyny dobry Polski samorządowiec. z tego wynika że dobrze jest poprzeć to co on popiera. szkoda tylko tych wszystkich osób które przyjeżdżając do Polskiego biura PE będą musieli poświęcić jeszcze kilka godzin na dojazd do naszego Krakowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha. Trudno sie nie zgodzić z tym, że tylko w Polsce duzo rzeczy sie załatwia. Taki mamy styl. Może trzeba było załatwiać? Ale z kim? Nasi, krakowscy posłowie to pani Thun, która jest warszawianką, pani Senyszyn z Gdańska i pan Siekierski ze Świętokrzyskiego, pan Kowal z Rzeszowa i pan Włosowicz z Kielc. No wieć z kim mozna było załatwiac Krrakowskie sprawy?

    OdpowiedzUsuń