Radni postanowili w wyniku zmiany Statutu Miasta, iż w drugim co do wielości mieście w Polsce - czyli w Krakowie - zostaną utworzone sołectwa. Argumentowali przy tym, iż w niektórych dużych miastach istnieją sołectwa, a zatem Kraków nie może być gorszy. Miałoby to pozwolić na otrzymywanie zwrotów z budżetu państwa za wydatki ponoszone z funduszy sołeckich. W konsekwencji do Krakowa - wedle wyobrażenia radnych - miały by trafić dodatkowe miliony złotych. Układanka wydaje się być spójna, ale jak przyjrzymy się poszczególnym klocuszkom tego rozumowania to okazuje się, że nic do niczego nie pasuje.
Istotnie, są w Polsce miasta gdzie funkcjonują sołectwa. Wedle danych z 2012 r. takie struktury śladowo występowały na przykład w Warszawie czy też w Słupsku. Mało kto jednak dostrzega, iż te sołectwa nie zostały utworzone w wyniku odgórnej inżynierii ustrojowej, ale były niejako „odziedziczone” przez gminy. To następstwo rozrostu granic administracyjnych miast o kolejne wsie. Sołectwa ze względu na uwarunkowania historyczne i tradycję nie były po prostu tam likwidowane. Reżyserowanie samorządu wiejskiego w warunkach wielkomiejskich w tym kontekście zaprzecza historycznym doświadczeniom, który rodzi pewien zgrzyt. Oczami wyobraźni widzę jak krakowscy sołtysi będą dojeżdżać na zebrania wiejskie szybkim tramwajem lub nawet - jak niektórzy chcą - metrem.
Układanka radnych się sypie również gdy ocenimy rzekome korzyści finansowe dla Krakowa. Zgodnie z ustawą o funduszu sołeckim gminy mogą otrzymywać częściowe zwroty z budżetu państwa na wydatki ponoszone z funduszu. Przeciętny fundusz sołecki w Województwie Małopolskim wynosi 20 tys. zł. Zwrot z budżetu państwa to zatem kilka tysięcy złotych. W skali całego kraju z budżetu państwa z tego tytułu odprowadzono do gmin w sumie ok. 50 mln zł. Dużo? Niech każdy to sam oceni pamiętając, że w Polsce jest 40 000 sołectw. Ze swojej strony natomiast przypomnę, że co roku Kraków na zadania dzielnic przeznacza…50 mln zł. Nie będę rozwijał tego wątku.
Chcę jednak zwrócić uwagę na aspekt znacznie ważniejszy. Uważam bowiem, iż ustrój Krakowa musi być przejrzysty i przyjazny mieszkańcom. W Krakowie mamy prezydenta, radę miasta, przewodniczących rad dzielnic, rady dzielnicowe, urząd miasta. Rozumiem mieszańców, którzy nie zawsze mają rozeznanie w tym, kto jest za co odpowiedzialny. Dodatkowe i nadmierne skomplikowanie ustroju naszego miasta poprzez powołanie sołtysów, rad sołeckich, zebrań wiejskich na pewno nie posłuży krakowianom. Wręcz przeciwnie, tworzenie kolejnych drzwi, do których obywatel będzie zmuszony zastukać, aby cos załatwić nie wydaje się być pomysłem przekonującym. Kraków jest spostrzegany jako jedno z najważniejszych miast aglomeracyjnych. W warunkach Europy Środkowo-Wschodniej to metropolia, której rozwój rzutuje na dynamikę modernizacji całego kraju. Stąd wynikają specyficzne role naszego miasta, zaś utrwalanie śladowych funkcji rolniczych i wiejskich w postaci sołectw radykalnie rozmija się ambicjami krakowian. Innymi słowy nie zamienia się pałacu w kurnik tylko po to, aby dostać dopłatę do kilku jajek.
Istotnie, są w Polsce miasta gdzie funkcjonują sołectwa. Wedle danych z 2012 r. takie struktury śladowo występowały na przykład w Warszawie czy też w Słupsku. Mało kto jednak dostrzega, iż te sołectwa nie zostały utworzone w wyniku odgórnej inżynierii ustrojowej, ale były niejako „odziedziczone” przez gminy. To następstwo rozrostu granic administracyjnych miast o kolejne wsie. Sołectwa ze względu na uwarunkowania historyczne i tradycję nie były po prostu tam likwidowane. Reżyserowanie samorządu wiejskiego w warunkach wielkomiejskich w tym kontekście zaprzecza historycznym doświadczeniom, który rodzi pewien zgrzyt. Oczami wyobraźni widzę jak krakowscy sołtysi będą dojeżdżać na zebrania wiejskie szybkim tramwajem lub nawet - jak niektórzy chcą - metrem.
Układanka radnych się sypie również gdy ocenimy rzekome korzyści finansowe dla Krakowa. Zgodnie z ustawą o funduszu sołeckim gminy mogą otrzymywać częściowe zwroty z budżetu państwa na wydatki ponoszone z funduszu. Przeciętny fundusz sołecki w Województwie Małopolskim wynosi 20 tys. zł. Zwrot z budżetu państwa to zatem kilka tysięcy złotych. W skali całego kraju z budżetu państwa z tego tytułu odprowadzono do gmin w sumie ok. 50 mln zł. Dużo? Niech każdy to sam oceni pamiętając, że w Polsce jest 40 000 sołectw. Ze swojej strony natomiast przypomnę, że co roku Kraków na zadania dzielnic przeznacza…50 mln zł. Nie będę rozwijał tego wątku.
Chcę jednak zwrócić uwagę na aspekt znacznie ważniejszy. Uważam bowiem, iż ustrój Krakowa musi być przejrzysty i przyjazny mieszkańcom. W Krakowie mamy prezydenta, radę miasta, przewodniczących rad dzielnic, rady dzielnicowe, urząd miasta. Rozumiem mieszańców, którzy nie zawsze mają rozeznanie w tym, kto jest za co odpowiedzialny. Dodatkowe i nadmierne skomplikowanie ustroju naszego miasta poprzez powołanie sołtysów, rad sołeckich, zebrań wiejskich na pewno nie posłuży krakowianom. Wręcz przeciwnie, tworzenie kolejnych drzwi, do których obywatel będzie zmuszony zastukać, aby cos załatwić nie wydaje się być pomysłem przekonującym. Kraków jest spostrzegany jako jedno z najważniejszych miast aglomeracyjnych. W warunkach Europy Środkowo-Wschodniej to metropolia, której rozwój rzutuje na dynamikę modernizacji całego kraju. Stąd wynikają specyficzne role naszego miasta, zaś utrwalanie śladowych funkcji rolniczych i wiejskich w postaci sołectw radykalnie rozmija się ambicjami krakowian. Innymi słowy nie zamienia się pałacu w kurnik tylko po to, aby dostać dopłatę do kilku jajek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz