Rodzice uczniów i nauczyciele jedenastu szkół czekali z niecierpliwością na decyzje, które zapadły w ostatnią środę na sesji rady miasta. I chociaż ostatecznie zlikwidowane zostaną jedynie dwie szkoły, to nie maja racji ci, którzy mówią o porażce reformy. Liczę, że dyrektorzy szkół, które były typowane do zamknięcia wprowadzą w życie swoje plany i obietnice, i zamienią się one w placówki, nie tylko bardzo dobrze kształcące uczniów, ale i doskonale zarządzane.
Ostatnie tygodnie poświęciłem na wizyty w placówkach typowanych do zamknięcia lub likwidacji. Wcześniej braliśmy pod uwagę przede wszystkim bardzo obiektywne kryteria, jak np. wyniki nauczania, stan budynku, czy popularność wśród rodziców. Wizyty w szkołach stały się okazją, by przyjrzeć się każdej szkole trochę szerzej i porozmawiać z dyrektorem. Muszę przyznać, że w kilku wypadkach wyszedłem z mocnym przekonaniem, że tej właśnie szkole należy dać szansę. Choćby w takim przypadku, gdy dyrektor objął stanowisko we wrześniu i miał zbyt mało czasu, żeby zrealizować plan naprawczy. Inny przypadek, to sytuacja, gdy z szacunków wydziału architektury wynika, że w niedługim czasie w okolicy wyrośnie spore osiedle, więc szkoła w przyszłości się zapełni.
Postanowiłem też w środę wycofać z obrad rady miasta uchwały dotyczące tych placówek, co do których miałem absolutną pewność, że z różnych względów radni nie zgodzą się na likwidację. Po tyle spotkaniach i dyskusjach, które odbyliśmy, kontynuowanie tego tematu na sesji nie miało żadnego sensu.
Powraca pytanie, czy miasto wycofuje się z reformy edukacji. Odpowiedź jest jasna: przed kontynuowaniem rozpoczętej w ubiegłym roku reformy szkół nie ma ucieczki. Spada liczba uczniów, nie zmienia się znacząco liczba szkół, a koszt oświaty to ponad miliard złotych, czyli 1/3 całego budżetu miasta i ciągle rośnie. Prace nad reformą będą trwały nadal. Nie oznacza to jedynie likwidacji, ale i łączenie placówek, czy lepsze wykorzystanie szkolnych budynków.
Doceniam zaangażowanie pedagogów i rodziców, z którym spotkałem się w ostatnich tygodniach. Wierzę, że nie pójdzie ono na marne, a protesty, przerodzą się we wspólną pracę na rzecz szkoły – by lepiej kształciła uczniów i była lepiej zarządzana.
Ostatnie tygodnie poświęciłem na wizyty w placówkach typowanych do zamknięcia lub likwidacji. Wcześniej braliśmy pod uwagę przede wszystkim bardzo obiektywne kryteria, jak np. wyniki nauczania, stan budynku, czy popularność wśród rodziców. Wizyty w szkołach stały się okazją, by przyjrzeć się każdej szkole trochę szerzej i porozmawiać z dyrektorem. Muszę przyznać, że w kilku wypadkach wyszedłem z mocnym przekonaniem, że tej właśnie szkole należy dać szansę. Choćby w takim przypadku, gdy dyrektor objął stanowisko we wrześniu i miał zbyt mało czasu, żeby zrealizować plan naprawczy. Inny przypadek, to sytuacja, gdy z szacunków wydziału architektury wynika, że w niedługim czasie w okolicy wyrośnie spore osiedle, więc szkoła w przyszłości się zapełni.
Postanowiłem też w środę wycofać z obrad rady miasta uchwały dotyczące tych placówek, co do których miałem absolutną pewność, że z różnych względów radni nie zgodzą się na likwidację. Po tyle spotkaniach i dyskusjach, które odbyliśmy, kontynuowanie tego tematu na sesji nie miało żadnego sensu.
Powraca pytanie, czy miasto wycofuje się z reformy edukacji. Odpowiedź jest jasna: przed kontynuowaniem rozpoczętej w ubiegłym roku reformy szkół nie ma ucieczki. Spada liczba uczniów, nie zmienia się znacząco liczba szkół, a koszt oświaty to ponad miliard złotych, czyli 1/3 całego budżetu miasta i ciągle rośnie. Prace nad reformą będą trwały nadal. Nie oznacza to jedynie likwidacji, ale i łączenie placówek, czy lepsze wykorzystanie szkolnych budynków.
Doceniam zaangażowanie pedagogów i rodziców, z którym spotkałem się w ostatnich tygodniach. Wierzę, że nie pójdzie ono na marne, a protesty, przerodzą się we wspólną pracę na rzecz szkoły – by lepiej kształciła uczniów i była lepiej zarządzana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz