Skoro pani radna Małgorzata Jantos wywołała mnie do tablicy na swoim blogu w sprawie wycofania uchwał likwidujących szkoły, zmuszony jestem odpowiedzieć na jej zaczepkę.
Pani radna lubi powoływać się na swoje wieloletnie doświadczenie w pracy samorządowej. Powinna więc sporo wiedzieć na temat uchwalania budżetu i na temat tego, ile ma do powiedzenia prezydent, kiedy radni się uprą i wpiszą do budżetu budowę dwóch stadionów. Po prostu musi to wykonać. A na zdanie pani radnej „mógł się postarać przekonać innych” mam tylko jedną odpowiedź: mogła się Pani postarać przekonać swoich kolegów do reformy oświaty.
Zarzuca mi pani radna, że wycofanie przed sesją uchwał, co do których miałem stuprocentową gwarancję, że radni ich nie przegłosują to „licytacja dobroczynności”. Pani zdaniem powinienem był pozwolić na wielogodzinne popisy oratorskie wszystkich, którzy chcieliby się przy tej okazji wypromować? Po co? Po to, żeby po kilku godzinach awantury, kłamstw i krzyków przekonać się, że wróciliśmy do puntu wyjścia? Proszę mi wierzyć, że ta dyskusja nic nowego do tematu by nie wniosła. Nie szkoda na nią czasu? I czy przypadkiem słowa, które padłyby w tej jatce nie utrudniłyby rzeczowego powrotu do tematu szkół?
Przykro mi, ale to nie ja ograłem panią radną i nie ja zostawiłem ją na lodzie. Przede wszystkim na lodzie zostawiła ją ta część kolegów radnych, którzy ogólnie są za zmianami, ale znajdą tysiąc powodów, dla których w konkretnym przypadku ręki w głosowaniu nie zamierzają podnosić. Tak już było i z reformą finansów, i z reformą oświaty w ubiegłym roku, i z reformą MDK-ów… Więc proszę nie mieć do mnie pretensji, że została Pani sama. To nie moja wina, że w ramach jednego klubu można mieć aż tak rozbieżne opinie na – jakby nie patrzyć - zasadnicze sprawy. Może zanim napisze Pani pod moim adresem coś o odwadze, odpowiedzialności i potrzebie oszczędzania, rozejrzy się Pani najpierw wokoło.
Muszę uczciwie też stwierdzić, że w kilku przypadkach jestem przekonany, iż zaniechanie likwidacji szkoły było dobrym krokiem. Jeżeli widzę, że w pobliżu szkoły przybędzie ok. 20 tysięcy mieszkańców nowych bloków, to uznaję sensowność argumentu, że za kilka lat problem braku dzieci przestanie tam istnieć. Jeżeli słyszę od pedagogów, że antagonizmy „kibicowskie” pomiędzy dwoma szkołami, które mają zostać połączone są tak wielkie, że nie potrafą mi zagwarantować, że nie dojdzie do nieszczęścia, to - obojętnie co myślę o tym argumencie - nie zamierzam brać tego na swoje sumienie, tylko wolę poszukać innego rozwiązania. A pani radna ma ochotę wziąć za to odpowiedzialność?
Na koniec warto jeszcze podkreślić jedno: zarządzanie miastem, które ma 750 tysięcy mieszkańców, to nie to samo co zapisywanie swoich przemyśleń i wyobrażeń na temat zarządzania na blogu. To tylko w teorii wszystko jest tak proste, jak się pani radnej wydaje.
Pani radna lubi powoływać się na swoje wieloletnie doświadczenie w pracy samorządowej. Powinna więc sporo wiedzieć na temat uchwalania budżetu i na temat tego, ile ma do powiedzenia prezydent, kiedy radni się uprą i wpiszą do budżetu budowę dwóch stadionów. Po prostu musi to wykonać. A na zdanie pani radnej „mógł się postarać przekonać innych” mam tylko jedną odpowiedź: mogła się Pani postarać przekonać swoich kolegów do reformy oświaty.
Zarzuca mi pani radna, że wycofanie przed sesją uchwał, co do których miałem stuprocentową gwarancję, że radni ich nie przegłosują to „licytacja dobroczynności”. Pani zdaniem powinienem był pozwolić na wielogodzinne popisy oratorskie wszystkich, którzy chcieliby się przy tej okazji wypromować? Po co? Po to, żeby po kilku godzinach awantury, kłamstw i krzyków przekonać się, że wróciliśmy do puntu wyjścia? Proszę mi wierzyć, że ta dyskusja nic nowego do tematu by nie wniosła. Nie szkoda na nią czasu? I czy przypadkiem słowa, które padłyby w tej jatce nie utrudniłyby rzeczowego powrotu do tematu szkół?
Przykro mi, ale to nie ja ograłem panią radną i nie ja zostawiłem ją na lodzie. Przede wszystkim na lodzie zostawiła ją ta część kolegów radnych, którzy ogólnie są za zmianami, ale znajdą tysiąc powodów, dla których w konkretnym przypadku ręki w głosowaniu nie zamierzają podnosić. Tak już było i z reformą finansów, i z reformą oświaty w ubiegłym roku, i z reformą MDK-ów… Więc proszę nie mieć do mnie pretensji, że została Pani sama. To nie moja wina, że w ramach jednego klubu można mieć aż tak rozbieżne opinie na – jakby nie patrzyć - zasadnicze sprawy. Może zanim napisze Pani pod moim adresem coś o odwadze, odpowiedzialności i potrzebie oszczędzania, rozejrzy się Pani najpierw wokoło.
Muszę uczciwie też stwierdzić, że w kilku przypadkach jestem przekonany, iż zaniechanie likwidacji szkoły było dobrym krokiem. Jeżeli widzę, że w pobliżu szkoły przybędzie ok. 20 tysięcy mieszkańców nowych bloków, to uznaję sensowność argumentu, że za kilka lat problem braku dzieci przestanie tam istnieć. Jeżeli słyszę od pedagogów, że antagonizmy „kibicowskie” pomiędzy dwoma szkołami, które mają zostać połączone są tak wielkie, że nie potrafą mi zagwarantować, że nie dojdzie do nieszczęścia, to - obojętnie co myślę o tym argumencie - nie zamierzam brać tego na swoje sumienie, tylko wolę poszukać innego rozwiązania. A pani radna ma ochotę wziąć za to odpowiedzialność?
Na koniec warto jeszcze podkreślić jedno: zarządzanie miastem, które ma 750 tysięcy mieszkańców, to nie to samo co zapisywanie swoich przemyśleń i wyobrażeń na temat zarządzania na blogu. To tylko w teorii wszystko jest tak proste, jak się pani radnej wydaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz