poniedziałek, 25 października 2010

Potrafię iść pod prąd

Nie będę w kampanii wyborczej składał deklaracji bez pokrycia. W przyszłym tygodniu ogłoszony zostanie mój program wyborczy i jego podstawową zaletą jest to, że będzie on możliwy do zrealizowania. Nie będzie gruszek na wierzbie, nie będzie w nim metra ani laptopa dla każdego ucznia. Program będzie realny. Jednak kiedy potrzeba – potrafię iść pod prąd.

Na łamach tej gazety, w maju 2003 roku ukazał się mój artykuł zatytułowany „Pax americana”. Dotyczył on militarnej operacji Stanów Zjednoczonych w Iraku, podyktowanej walką z terroryzmem. Leżąc złożony grypą miałem wątpliwą przyjemność oglądania rozpoczęcia wielkiej operacji wyzwolicielskiej, prowadzonej przez państwo najbardziej miłujące pokój. Nie zgodziłem się z dosyć bałamutną argumentacją walki z terroryzmem, poszukiwaniem broni masowej u Saddama Husajna. Wyraziłem swe oburzenie wobec takiej polityki. I co mnie spotkało z tego powodu? Ostracyzm ze strony amerykańskiej, która zakazała mi, gospodarzowi miasta, witać na krakowskim lotnisku przylatującego z oficjalną wizytą do Polski prezydenta USA George’a W. Busha. Dziś obserwuję tylko, że to, o czym odważyłem się wtedy powiedzieć – powszechnie przewija się w oficjalnych wypowiedziach przedstawicieli wszystkich nacji, a wycofanie się rakiem z operacji irackiej potwierdza słuszność moich argumentów.

Odważyłem się na głos powiedzieć o nieprawidłowościach w Komisji Majątkowej, która zaczęła jak sąd kapturowy, poza wiedzą samorządów, przyznawać miejskie działki instytucjom kościelnym. Zaproponowałem Radzie Miasta Krakowa, by ta złożyła w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o zbadanie legalności działań Komisji. Za wnioskiem głosowało 17 radnych, 20 było przeciw (głównie z PiS), jedna osoba wstrzymała się, jedna nie brała udziału w głosowaniu, a cztery były nieobecne. A jaki efekt mamy dzisiaj? Prokuratura aresztowała pełnomocnika strony kościelnej Marka P., a jeśli udowodnione zostanie mu łapownictwo, część decyzji Komisji Majątkowej będzie mogła zostać podważona – bo okaże się, że podjęta została z naruszeniem prawa.

Dziennikarze przez jakiś czas oblegali mnie z pytaniami o losy krakowskiej ziemi, pytając – czy ją odzyskamy? Wątpliwe. Z wielkim żalem dowiaduję się, że np. działkę na jednym z krakowskich osiedli sprzedano już po raz drugi i jej właścicielem została wielka sieć handlowa. Pytam zatem: gdzie byli radni, gdy trzeba było poprzeć prezydenta walczącego o gminne mienie?

Potrafię iść pod prąd. Potrafię mówić rzeczy niepopularne i wbrew narzucanemu kierunkowi myślenia. Nie robię jednak tego z przekory, czy dla zasady kontestowania wszystkiego co modne. Jestem legalistą, jestem realistą i staję na straży dobra miasta. Często okazuje się, że mój pogląd był słuszny. Szkoda, że zwykle dzieje się to po wielu latach, a jedyną nagrodą jest gorzka satysfakcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz