Nie ma już żadnych wątpliwości, że sprawa opłat za przedszkola w Krakowie stała się częścią kampanii wyborczej. Złudzeń nie pozostawia dzisiejsza Gazeta Wyborcza, która na pierwszej stronie dodatku krakowskiego informuje, że „Radni licytują obniżki”. I padają kwoty – 3 zł, potem 2,5 zł, a na końcu 2 zł. W dodatku radni czują się oszukani przez miasto i tłumaczą, że stawkę 3,5 zł za godzinę pobytu dziecka w przedszkolu poza godzinami bezpłatnymi uchwalili „przez pomyłkę”.
Zdaję sobie sprawę, że wielu rodziców płaci więcej niż rok temu i rozumiem ich rozżalenie. Pozwolę sobie jednak wytłumaczyć, skąd taka kalkulacja. Wynika ona przede wszystkim z ustawy. Samorządy zostały zobowiązane do takiego obliczenia stawki za płatne godziny w przedszkolu, by uwzględniała RZECZYWISTE koszty jego funkcjonowania. Zanim Kraków zaproponował własną stawkę uważnie przyglądał się wyrokom sądów administracyjnych oraz rozstrzygnięciom nadzorczym wojewodów w zakresie uchwał podejmowanych przez rady gmin. Tam najczęstszym zarzutem było właśnie to, że wykazywane koszty utrzymania placówki nie są rzeczywiste. (Zresztą pierwszą krakowską uchwałę w tej sprawie ze stawką 2,47 zł wojewoda zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego).
Nie chcąc obciążać rodziców wszystkimi kosztami, ostatecznie podjęliśmy decyzję, że rodzice poniosą jedynie koszty osobowe personelu pracującego bezpośrednio z dzieckiem, tj. koszt pracy nauczyciela i pomocy nauczyciela. Całą resztę opłat – utrzymanie budynku, remonty, opłaty za media, czy opłacenie pozostałego personelu (m. in. kucharek, intendentek, sprzątaczek, woźnych) weźmie na siebie budżet miasta. Wyliczona w ten sposób kwota to ostatecznie 3,50 zł za godzinę pobytu dziecka w przedszkolu. Zaznaczam, że mówiąc o czasie pobytu dziecka w przedszkolu należy pamiętać o tym, że jest on rozliczany inaczej niż do końca ubiegłego roku szkolnego. Wówczas rodzic płacił opłatę stałą, niezależnie od liczby dni nieobecności dziecka w przedszkolu. Obecnie ponosi opłatę tylko za rzeczywisty czas pobytu rozliczany godzinowo, a kwota za czas nieobecności zostanie zaliczona na poczet opłat w następnym miesiącu.
Nie mnie oceniać, czy system rozliczeń za przedszkola, który zaproponowało ministerstwo po skardze jednego z rodziców na Śląsku jest lepszy czy gorszy niż był. Miasto musiało się dostosować do obowiązującego prawa. Mogę tylko państwa zapewnić, że nie jest prawdą opinia, że miasto wykorzystało zmiany, żeby kosztem rodziców łatać budżet. Nowy sposób rozliczeń nie wpłynął na wysokość dochodu do budżetu miasta. Prawdą natomiast jest, że jedni rodzice płacą więcej niż płacili, a inni znacznie mniej. Osoba, która zaskarżyła ten sposób rozliczeń pewnie powiedziałaby, że płacą sprawiedliwiej.
Pozostaje jeszcze kwestia nowej uchwały w sprawie opłat. Wiem, że szczególnie przed wyborami, obietnica obniżek brzmi atrakcyjnie. Apeluję jednak do radnych o rozsądek i odpowiedzialność. Proszę pamiętać, że łatwo jest założyć, że zapłacimy z budżetu miasta za funkcjonowanie przedszkoli więcej niż w tej chwili. Trudno będzie natomiast wskazać, skąd (i komu) na ten cel zabrać pieniądze. Premier Donald Tusk pozbawił wczoraj przecież samorządy złudzeń, że mogą liczyć w tej sprawie na wsparcie z budżetu państwa.
Zdaję sobie sprawę, że wielu rodziców płaci więcej niż rok temu i rozumiem ich rozżalenie. Pozwolę sobie jednak wytłumaczyć, skąd taka kalkulacja. Wynika ona przede wszystkim z ustawy. Samorządy zostały zobowiązane do takiego obliczenia stawki za płatne godziny w przedszkolu, by uwzględniała RZECZYWISTE koszty jego funkcjonowania. Zanim Kraków zaproponował własną stawkę uważnie przyglądał się wyrokom sądów administracyjnych oraz rozstrzygnięciom nadzorczym wojewodów w zakresie uchwał podejmowanych przez rady gmin. Tam najczęstszym zarzutem było właśnie to, że wykazywane koszty utrzymania placówki nie są rzeczywiste. (Zresztą pierwszą krakowską uchwałę w tej sprawie ze stawką 2,47 zł wojewoda zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego).
Nie chcąc obciążać rodziców wszystkimi kosztami, ostatecznie podjęliśmy decyzję, że rodzice poniosą jedynie koszty osobowe personelu pracującego bezpośrednio z dzieckiem, tj. koszt pracy nauczyciela i pomocy nauczyciela. Całą resztę opłat – utrzymanie budynku, remonty, opłaty za media, czy opłacenie pozostałego personelu (m. in. kucharek, intendentek, sprzątaczek, woźnych) weźmie na siebie budżet miasta. Wyliczona w ten sposób kwota to ostatecznie 3,50 zł za godzinę pobytu dziecka w przedszkolu. Zaznaczam, że mówiąc o czasie pobytu dziecka w przedszkolu należy pamiętać o tym, że jest on rozliczany inaczej niż do końca ubiegłego roku szkolnego. Wówczas rodzic płacił opłatę stałą, niezależnie od liczby dni nieobecności dziecka w przedszkolu. Obecnie ponosi opłatę tylko za rzeczywisty czas pobytu rozliczany godzinowo, a kwota za czas nieobecności zostanie zaliczona na poczet opłat w następnym miesiącu.
Nie mnie oceniać, czy system rozliczeń za przedszkola, który zaproponowało ministerstwo po skardze jednego z rodziców na Śląsku jest lepszy czy gorszy niż był. Miasto musiało się dostosować do obowiązującego prawa. Mogę tylko państwa zapewnić, że nie jest prawdą opinia, że miasto wykorzystało zmiany, żeby kosztem rodziców łatać budżet. Nowy sposób rozliczeń nie wpłynął na wysokość dochodu do budżetu miasta. Prawdą natomiast jest, że jedni rodzice płacą więcej niż płacili, a inni znacznie mniej. Osoba, która zaskarżyła ten sposób rozliczeń pewnie powiedziałaby, że płacą sprawiedliwiej.
Pozostaje jeszcze kwestia nowej uchwały w sprawie opłat. Wiem, że szczególnie przed wyborami, obietnica obniżek brzmi atrakcyjnie. Apeluję jednak do radnych o rozsądek i odpowiedzialność. Proszę pamiętać, że łatwo jest założyć, że zapłacimy z budżetu miasta za funkcjonowanie przedszkoli więcej niż w tej chwili. Trudno będzie natomiast wskazać, skąd (i komu) na ten cel zabrać pieniądze. Premier Donald Tusk pozbawił wczoraj przecież samorządy złudzeń, że mogą liczyć w tej sprawie na wsparcie z budżetu państwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz