Zewsząd (a szczególnie z mediów) słyszę dobre rady dotyczące tak zwanego (okropne określenie) zarządzania zasobami ludzkimi. Jak zaczynamy mówić o oszczędnościach w mieście to zwykle chwilę potem słyszę, że należy zwolnić urzędników, a reszcie obniżyć pensje. (Nikt nie zastanawia się, jakie to będę oszczędności w skali całego miasta i jakie będzie to miało skutki dla mieszkańców, którzy będę chcieli w magistracie załatwić jakąś sprawę). Kiedy dochodzi do zmian personalnych, to każda moja decyzja jest rozbierana na części pierwsze. Najpierw podważane są kompetencje osoby, która zostaje zatrudniona, a chwilę potem zaczyna się szukanie powiązań towarzyskich i rodzinnych, które to jakoby mogły mieć wpływ na mój wybór.
Chociaż denerwuje mnie, że wszyscy tak doskonale znają się na polityce kadrowej urzędu i dzielą się swoimi przemyśleniami bez znajomości faktów, to jednak absolutnie nie jestem przeciwny temu, by wszystkie magistrackie „nowości” były jawne. Magistrat ma służyć mieszkańcom, więc nie będzie niczego przed nimi ukrywał. Nie ukrywam przed dziennikarzami pensji urzędników, biuro prasowe informuje o wszystkich zmianach kadrowych na stanowiskach kierowniczych, a ostatnio mojego nowego zastępcę – prezydent Annę Okońską-Walkowicz osobiście dziennikarzom przedstawiłem.
Kilka dni temu dowiedziałem się o zmianach na wysokich stanowiskach w jednej z krakowskich redakcji. A trzeba dodać, że nastąpiły w sposób nagły, niespodziewany i stanowiąc niespodzianką dla pracowników, bez powiadomienia społeczności (a nawet jak twierdzą pracownicy redakcji proszący o zachowanie anonimowości – ulubiony zwrot mediów – z zakazem głośnego powiadamiania o zmianach).
Zastanawiam się, czy nie dobrze by było, żeby Ci, którzy od urzędu wymagają absolutnej przejrzystości przy podejmowaniu decyzji kadrowych, taką samą zasadę stosowali także u siebie?
Jak wiem, że Państwo zaraz mi odpowiedzą: Przecież to prywatna firma, ma przynosić zysk, a właściciel może zrobić z pracownikami co zechce!
Nie zgodzę się z tym, bo dla mnie żadna redakcja nie jest zwykłym przedsiębiorstwem. Ciągle jeszcze wierzę w misję mediów – z jednej strony służba społeczności, a z drugiej strony kształtowanie jej opinii. Dlatego chciałbym wiedzieć, kto i z jakiego powodu będzie moje opinie kształtował.
Chociaż denerwuje mnie, że wszyscy tak doskonale znają się na polityce kadrowej urzędu i dzielą się swoimi przemyśleniami bez znajomości faktów, to jednak absolutnie nie jestem przeciwny temu, by wszystkie magistrackie „nowości” były jawne. Magistrat ma służyć mieszkańcom, więc nie będzie niczego przed nimi ukrywał. Nie ukrywam przed dziennikarzami pensji urzędników, biuro prasowe informuje o wszystkich zmianach kadrowych na stanowiskach kierowniczych, a ostatnio mojego nowego zastępcę – prezydent Annę Okońską-Walkowicz osobiście dziennikarzom przedstawiłem.
Kilka dni temu dowiedziałem się o zmianach na wysokich stanowiskach w jednej z krakowskich redakcji. A trzeba dodać, że nastąpiły w sposób nagły, niespodziewany i stanowiąc niespodzianką dla pracowników, bez powiadomienia społeczności (a nawet jak twierdzą pracownicy redakcji proszący o zachowanie anonimowości – ulubiony zwrot mediów – z zakazem głośnego powiadamiania o zmianach).
Zastanawiam się, czy nie dobrze by było, żeby Ci, którzy od urzędu wymagają absolutnej przejrzystości przy podejmowaniu decyzji kadrowych, taką samą zasadę stosowali także u siebie?
Jak wiem, że Państwo zaraz mi odpowiedzą: Przecież to prywatna firma, ma przynosić zysk, a właściciel może zrobić z pracownikami co zechce!
Nie zgodzę się z tym, bo dla mnie żadna redakcja nie jest zwykłym przedsiębiorstwem. Ciągle jeszcze wierzę w misję mediów – z jednej strony służba społeczności, a z drugiej strony kształtowanie jej opinii. Dlatego chciałbym wiedzieć, kto i z jakiego powodu będzie moje opinie kształtował.